15 czerwca 2012

Pożegnanie z Azją


Podstawowym celem przyświecającym założeniu tego bloga była chęć pisania o tym, co lubię, a co nie zawsze wpasowuje się w ramy for, na których bywam. Ciekawie zrobiło się przy próbie określenia tego, co lubię. Bo, co tak naprawdę ja lubię? Próba odpowiedzi na to pytanie dała dość nieoczekiwany wynik. Nawet dla mnie samej.


Teoretycznie od paru lat w centrum moich zainteresowań znajduje się Azja. Jak u wielu zaczęło się od nieśmiertelnej Sailor Moon. Najpierw nieśmiało, kolejne odcinki anime, później przyszedł czas na mangę, aż w końcu odkrycie wszystkich wspaniałości, jakie oferowała w tej dziedzinie azjatycka popkultura. Tylko, że przez wszystkie lata bycia otaku, obejrzane serie (zarówno anime jak i dramy), tak naprawdę da się policzyć na palcach jednej ręki, a na wypisanie tych porzuconych po kilku odcinkach i tych nigdy niezaczętych miejsca trzeba by sporo. Kiedy opadła pierwsza fala zachwytu nad nowością okazało się, że tak naprawdę jest o wiele więcej rzeczy, które mnie irytuje aniżeli jest w stanie rzucić na kolana. Z całym szacunkiem dla fanów, ale wątki yuri i yaoi są w stanie bardzo skutecznie odstraszyć mnie od każdego anime. Tak samo jak przepraszający-że-żyją, nieśmiali do n-tej potęgi, lub naznaczeni Wielką Traumą z Przeszłości zamknięci w sobie samotnicy obojga płci.

Niby od kilku lat siedzę w darmowym światku, ale tak naprawdę do tej pory nie potrafię się w nim odnaleźć. Tak samo jak nie odnalazłam się w świecie anime. Cukierkowi skośnoocy chłopcy, zamiast ślinotoku wywołują u mnie chęć ucieczki na drugi koniec świata, a po tylu latach oglądania Azjatów nadal zdarzają się sytuacje, gdzie mam problem ze zorientowaniem się, kto jest, kim - wielu z nich wygląda dla mnie identycznie.

Niby od kilku lat słucham azjatyckiej muzyki, ale wystarczy rzut oka na Last.fm, by stwierdzić wykonawcy z Azji stanowią niewielki procent tego, co tak naprawdę słucham, bo... popu tak naprawdę nie znoszę niezależnie od kraju pochodzenia, a j-rock z całą obudową visual kei jest dla mnie zbyt dziwny. Jedyne, czemu pozostaję wierna to soundtracki z anime.

Tak naprawdę dawno temu uciekłam do Azji, chcąc ostatecznie uwolnić się od Archiwum X. I tak już zostałam. Nieco z przyzwyczajenia, nieco z rozpędu odkrywając kolejne aspekty azjatyckiej popkultury. Ale skoro nie odnalazłam się w niej przez ostatnie dziesięć lat to być może przyszedł czas by się z Azją pożegnać. Wrócić do tego, co z dawien dawna znane i oswojone. Nadrobić zaległości i na nowo poszukać sobie miejsca po zachodniej stronie świata. Ale od czasu do czasu zerknąć, co się w Azji dzieje.




Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz