31 lipca 2013

Wszystkie książki świata. Epilog

Zaraz po zakupie czytnika narzekałam na brak książek do czytania. A to ceny były za wysokie, a to asortyment nie taki, albo format nienadający się do użytku. Ale to było na samym początku, zanim zdążyłam rozejrzeć się w ebookowym rynku. I teraz, stojąc w obliczu książkowej klęski urodzaju, mogę powiedzieć, że dostało mi się i to z nawiązką za moje wcześniejsze marudzenie. 

Gdyby wszystkie ebooki które mam zamienić na wersje papierowe,
chciałabym, by tak wyglądał mój pokój. (źródło)

22 lipca 2013

Legend of love / Legenda o miłości, Melinda Corss

Tytuł polski: Legenda o miłości
Tytuł oryginalny: Legend of love
Seria: Harlequin Romance
Autor: Melinda Cross
Wydawnictwo: Harlequin Enterprises
Rok wydania: 1993
Ilość stron: 153

Ponieważ upór to moje drugie imię, więc nie zrażając się po pierwszej porażce jaka mnie spotkała przy powrocie do świata romansów, sięgnęłam tym razem po coś krótszego i sprawdzonego. Sprawdzonego, bo gdzieś w zakamarkach pamięci niejasno majaczyła mi historia o "Pięknej i Bestii" dziejąca się wśród bagien. I tym razem był to strzał w dziesiątkę.

Najpiękniejsza historia miłosna


Forget Romeo and Juliet. Forget Jack and Rose. Forget Frodo and Sam. Forget Buffy and Angel. Nothing, nothing will ever be as tragically, beautifully heartbreaking as Merlin and Arthur.

I ja się podpisuję pod tym stwierdzeniem wszystkim dostępnymi kończynami (w liczbie sztuk czterech, bo nic dodatkowego mi nie wyrosło), a dla wszystkich nieprzekonanych mam klip, który idealnie powyższe stwierdzenie ilustruje. I który można również uznać za doskonałe podsumowanie ostatniego odcinka, bo w finale to nie bitwa była najważniejsza, ale właśnie relacje między Arturem i Merlinem.

19 lipca 2013

My Boyfriend Merlin, Priya Ardis

Tytuł: My Boyfriend Merlin
Seria: My Merlin
Autor: Priya Ardis
Wydawnictwo: Ink Lion Books / Priya Ardis
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 310

Merlin BBC przypomniał mi, że obok opowieści o dzielnym banicie, który okradał bogatych i wspomagał biednych, równie wielką sympatią od zawsze darzyłam historie związane z królem Arturem i rycerzami Okrągłego Stołu. Dlatego też na fali uwielbienia dla serialu, nawrotu miłości do legend arturiańskich i zachłyśnięcia się promocjami na ebooki na amazonie niewiele myśląc postanowiłam kupić trylogię My Merlin. I trwałam tak w zachwycie i podziwie dla własnego zakupowego geniuszu, do momentu rozpoczęcia lektury. Bo kiedy zaczęłam czytać doszłam do wniosku, że arturiańskiej wersji Zmierzchu, w której wampiry zastąpili czarodzieje to ja nie zniosę. Ale jak mówi mądrość ludowa, nie powinno oceniać się książki po okładce, tudzież po pierwszym rozdziale, bo prawda ukryta głębiej może nas nieźle zaskoczyć… 

18 lipca 2013

Enter Malcolm


Na chwilę wynurzam się z przesyconego magią i miłością świata, by pozachwycać się Szekspirem w genialnym wręcz tłumaczeniu Stanisława Barańczaka i poużalać się ponownie, że Alexander Vlahos, jako Malcolm, jest poza moim zasięgiem. Ale już niedługo wraca Dorian, więc w jakiś sposób się spotkamy...

15 lipca 2013

His Lordship’s Dilemma / Kłopoty lorda Marcusa, Meg Alexander

Tytuł polski: Kłopoty lorda Marcusa
Tytuł oryginalny: His Lordship’s Dilemma
Seria: Harlequin Scarlet
Autor: Meg Alexander
Wydawnictwo: Harlequin Enterprises
Rok wydania: 1998
Ilość stron: 318

Z książkami marki Harleqiun, jest tak samo jak z indyjską kinematografią – biorąc do ręki film powstały w Bollywood wiemy mniej więcej czego się spodziewać. Najczęściej oczekujemy dużej ilości tańca, śpiewów i nie do końca logicznej, ale za to romantycznej i łzawej fabuły, mimo że Bollywood ma w swojej ofercie filmy wybitne, które niejednokrotnie wykraczają poza utarte stereotypy i mogłyby zagwarantować dobrą rozrywkę nawet wybrednemu kinomanowi. Chociaż istnieje między nimi jedna różnica: o ile między bollywoodzkimi filmami a romansem nie można postawić znaku równości, o tyle można spokojnie zrobić to w przypadku harlequinów.

Uzbrojona tą wiedzą postanowiłam sięgnąć po jeden z harlequinów stojących na półce. Z rozbudowanej niegdyś kolekcji, po kilku czystkach pozostały tylko te tytuły, które miały w sobie to coś, co wyróżniało je na tle pozostałych stereotypowych romansów, oraz te, które w czasie czystki zdołały się skutecznie ukryć. I niestety Kłopoty lorda Marcusa zdają się należeć zdecydowanie do tej drugiej kategorii.

12 lipca 2013

All You Need Is Love

Czas przestać owijać w bawełnę i odważnie spojrzeć prawdzie w oczy. Nie po drodze mi z wysoką kulturą. Przynajmniej w chwili obecnej, bo w chwili obecnej mózg mi się zregenerował (przynajmniej częściowo) i znowu zaczęłam myśleć. Dużo myśleć, o wielu różnych sprawach, a mi nadmiar myślenia szkodzi, tak samo jak elektrycerzowi Kwarcowemu[1], więc myśleć przestać muszę. A na ogłupienie znam tylko jeden skuteczny sposób – romanse w ilościach hurtowych. Z resztą sam organizm od dłuższego czasu dawał mi znaki (np. tu i tu), że mu takich "prostych"[2] historii potrzeba, tylko ja uparcie większość z nich ignorowałam. I teraz mam tego skutki, w postaci ponad setki romansów zalegających na czytniku, przy czym wszystkie nabyte drogą oficjalną, z czego 90% na amazonie[3]. I to były najlepsze harlequinowe zakupy w moim życiu, bo amazon na niektóre książki miewa promocje i kosztują one wówczas całe 0.00$ A takiej okazji, w fazie głębokiego zapotrzebowania na zakupy oprzeć się nie można[4].

Tak więc zabieram swój kocyk, kubek z herbatą, oraz czytnik, i wyprowadzam się do piwnicy, bo to jedyne miejsce gdzie da się przetrwać upały (teraz ich nie ma, ale ja się już na przyszłość przygotowuję), i rozpoczynam proces leczenia. Jak mi się poprawi, to wrócę. A jak mi się nie poprawi… no cóż, miejmy nadzieję, że odmóżdżająca terapia zadziała.

  1. Trzej elektrycerze, Stanisław Lem.
  2. Czytając opisy niektórych Harlequinów, człowiek zaczyna się zastanawiać co brał autor, żeby tak skomplikować losy bohaterów.
  3. Kilka kupiłam w polskich księgarniach na promocji, zanim odkryłam romansowe Eldorado.
  4. Jak każdej kobiecie zakupy poprawiają mi humor, z tym że zamiast ciuchów i kosmetyków, wolę kupować książki.

6 lipca 2013

Czytać, czytać... książki

Z czytaniem bywa u mnie różnie. Jest czas obłąkańczego pochłaniania książek jedna za drugą, jak również i okresy posuchy, kiedy książka jest ostatnią rzeczą, jaką jestem w stanie wziąć do ręki. Teraz jestem gdzieś pośrodku, chociaż ilość rozpoczętych tytułów jest… dość znacząca. Nie uwzględniając tych, które chcę przeczytać, bo posiadanie fikuśnego gadżetu bardzo zmieniło moje czytanie. Mimo wszystkich jęków i żalów, jakie wylewałam na samym początku, ilość książek, jakie są w chwili obecnej dostępne od ręki, jest ogromna. A ja człowiek słabej woli, wodzony na pokuszenie różnego rodzaju promocjami zbieram kolejne ziarnka (w ciągu 3 miesięcy kupiłam mniej więcej tyle książek, co w zeszłym roku; a namacalne wersje również się pojawiają), i zastanawiam się, kiedy moja miarka będzie przepełniona.

A w między czasie robię listę tego, co aktualnie czytam, lub w trakcie czytania czego utknęłam. Tak by się w tym wszystkim samemu nie zgubić i spróbować jakoś opanować czytelniczy chaos.

3 lipca 2013

Jaram się... (3)

  • Szekspirowskim lipcem, bo do zabawy dołączyła Hermi, nie tylko na blogu, ale również ogłosiła Lipiec z Szekspirem na forum Deep Town. Jak ktoś lubi Szekspira i chciałby podyskutować o jego twórczości, adaptacjach, ekranizacjach i ogólnie o wszystkim, co z Szekspirem związane, to Deep Town jest do tego miejscem idealnym (do innych dyskusji również).
  • Swoim pierwszym opowiadaniem opublikowanym na forum Polskiej Bazy Fanfiction. Jak się siedzi na forum gdzie każdy ciągle coś pisze i głównym tematem dyskusji są sprawy związane z pisaniem, to prędzej czy później pokusa napisania czegoś samemu staje się nie do pokonania.
  • Starym wydaniem „W poszukiwaniu straconego czasu”, jakie odkryłam w bibliotece. Co prawda w mojej biblioteczce stoi kilka tomów wydanych przez Prószyńskiego, ale urokiem nie są w stanie dorównać wydaniu Państwowego Instytutu Wydawniczego z 1965. Ta czcionka, te lekko pożółkłe stronice… coś wspaniałego. I co najważniejsze, czytanie od razu nabiera innego smaku.
  • Świadomością, że za trzy i pół tygodnia premierę będzie mieć drugi sezon The Confessions of Dorian Gray. Pierwszy był wspaniały, i każdy odcinek „oglądałam” wielokrotnie nie tylko z powodów językowych, ale niesamowitych historii, bo chyba najwyższą sztuką jest w ciągu trzydziestu minut sprawić, by słuchacz z wrażenia (głównie ze strachu) z kapci wyskoczył, a na koniec zalał się łzami współczucia dla głównego bohatera.