23 marca 2013

Prosta historia

Moje życiowe motto mówi, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. I ze mną właśnie jest gorzej. Jest tak źle, że w akcie desperacji sięgnęłam po… harlequiny, bo doszłam do wniosku, że jedyną rzeczą jaka może mi w chwili obecnej poprawić nastrój, są historie o fabule prostej jak konstrukcja cepa, oparte na klasycznych do bólu i wyeksploatowanych na wszystkie możliwe sposoby schematach.

Co będziemy czytać w najbliższym czasie,
czyli niedobitki mojej niegdyś rozbudowanej romansowej kolekcji.

Na szczęście w domu uchowało się kilka tytułów z czasów licealnych i studenckich, kiedy to harlequiny ratowały mój biedny mózg przed nadmiernym przeciążeniem nauką, więc na razie mam co czytać. A jak to nie pomoże, to na podorędziu mam już odpowiedni zestaw filmów i kolejne odcinki Zbuntowanego Anioła.
Udostępnij:

6 komentarzy:

  1. O nie, siostro, tracimy ją! Podać sto miligramów jakiejś dobrej książki, szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie pomoże. Potrzeba przeczytania czegoś nieskomplikowanego jest tak silna, że przegrał z nią nawet uwielbiany przez mnie Dumas (a na "Trzech Muszkieterów" przez ostatni rok w bibliotece polowałam).

      Usuń
  2. Też tak ostatnio mam o.O Harleqiny nie wymagają myślenia podczas czytania. Tylko uważaj na skutki uboczne :P

    H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyżej awersja do erotyki w literaturze mi się pogłębi. To był jedyny skutek uboczny poprzedniego czytania, więc i teraz chyba nic gorszego mnie nie spotka.

      Usuń
  3. O Matko, Zbuntowanego Anioła to ja bym sobie nawet kiedyś obejrzała, czuję do tego sentyment. Nawet jako dziecko oglądałam to bardziej dla jaj, ale z ciekawością. A co do Harleqinów, to czytałam jednego (też jako dziecko) i dla odmóżdżenia i odwrócenia uwagi od innych rzeczy można poczytać, czemu nie? Choć ja zwykle w takim celu oglądam durne amerykańskie seriale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po książkę zawsze łatwiej sięgnąć niż po serial, a do amerykańskich produkcji chwilowo czuję głęboką (i nieuzasadnioną) niechęć.

      Zbuntowany Anioł to jedyna telenowela jaką obejrzałam i która również wspominam z sentymentem, ale przy powtórce jakiś czas temu dotrwałam tylko do 15 odcinka, mimo że są krótkie.

      Usuń