24 stycznia 2015

Jaram się... (10)

Niczym polano w kominku w zimowy wieczór, ponieważ...
  • Zapoznałam się z trzecim sezonem The Confessions of Dorian Gray, i z każdym kolejnym odcinkiem moja szczęka opadała coraz niżej z wrażenia. Sądziłam, że przebicie zakończenia drugiego sezonu nie jest możliwe, ale Scott Handcock i spółka udowadniają, że dla nich rzeczy niemożliwych nie ma. Sezon trzeci jest zupełnie inny od dotychczasowych dwóch, ale tak samo dobry. A ponieważ wariatów kochających bezgranicznie Doriana Graya nie brakuje, więc Big Finish na listopad bieżącego roku zapowiedziało sezon czwarty, w między czasie dorzucając bonusowy odcinek świąteczny.
  • W maju światło dzienne ujrzy The Worlds of Big Finish, czyli produkcja będąca cossoverem między kilkoma sztandarowymi tytułami Big Finish, w której, według zapowiedzi mają pojawić się tacy bohaterowie jak: Sherlock Holmes, Abby i Zara (Graceless), Iris Wildthyme, Vienna, Bernice Summerfield, oraz Dorian Gray. I dzięki temu czekanie na listopad nie będzie się już tak dłużyło
  • Skończyłam czytać kolejną książkę ze świata Stargate. Tym razem mój wybór padł na oceniane wysoko przez fanów The Barque of Heaven Suzanne Wood. I na mojej prywatnej liście książka również wylądowała na bardzo wysokiej pozycji, bo jest w niej to wszystko, za co kocham serial.
  • Dzięki artykułowi na Świecie Czytników odkryłam istnienie BookLikes, czyli serwisu będącego swego rodzaju książkowym tumblrem, ponieważ oprócz funkcji jakie oferują inne serwisy książkowe (dodawanie książek do biblioteczki, ocenianie książek, itd.) można prowadzić własny blog, który posiada bardzo podobne możliwości jak tumblr. Jak na razie mój blog dorobił się jedynie porcji cytatów z ostatnio czytanej książki, ale wszytko przed nami.

20 stycznia 2015

Ja, czytelnik...

Dawno, dawno temu, kiedy zaczynałam swoją przygodę ze szkołą, odcyfrowanie tego, co kryją w sobie małe złośliwe znaczki, zwane potocznie literami, było nie lada wyzwaniem. I pewnie nadal by było, gdyby nie rodzice, którzy poświęcili sporo czasu, bym przynajmniej w stopniu przyzwoitym opanowała trudną sztukę czytania. A kiedy pierwsze przeszkody zostały pokonane, mama nadal dbała o to, by w domu zawsze było coś do czytania, co w schyłkowym okresie PRL nie było rzeczą łatwą, ponieważ jak na każdy towar w tamtych czasach, na książki trzeba było polować. Ale na szczęście istniały biblioteki i kiedy wreszcie zawędrowałam w progi miejscowej skarbnicy książek, moje czytanie wzniosło się na nowy poziom, który nieco wystraszył rodziców (w sumie, to każdy by się zaczął bać, gdyby mu dziecko będące w piątej klasie podstawówki, co tydzień torbę pełną książek z biblioteki do domu przynosiło), co w konsekwencji zaowocowało nałożeniem na moją skromną osobę limitu jednej książki na tydzień. Jednakże limit ów nie dotyczył treści, więc swobodnie mogłam czytać wszystko co mi tylko w oko wpadło. I skutkiem tego w chwili obecnej...

16 stycznia 2015