Dawno, dawno temu, kiedy zaczynałam swoją przygodę ze szkołą, odcyfrowanie tego, co kryją w sobie małe złośliwe znaczki, zwane potocznie literami, było nie lada wyzwaniem. I pewnie nadal by było, gdyby nie rodzice, którzy poświęcili sporo czasu, bym przynajmniej w stopniu przyzwoitym opanowała trudną sztukę czytania. A kiedy pierwsze przeszkody zostały pokonane, mama nadal dbała o to, by w domu zawsze było coś do czytania, co w schyłkowym okresie PRL nie było rzeczą łatwą, ponieważ jak na każdy towar w tamtych czasach, na książki trzeba było polować. Ale na szczęście istniały biblioteki i kiedy wreszcie zawędrowałam w progi miejscowej skarbnicy książek, moje czytanie wzniosło się na nowy poziom, który nieco wystraszył rodziców (w sumie, to każdy by się zaczął bać, gdyby mu dziecko będące w piątej klasie podstawówki, co tydzień torbę pełną książek z biblioteki do domu przynosiło), co w konsekwencji zaowocowało nałożeniem na moją skromną osobę limitu jednej książki na tydzień. Jednakże limit ów nie dotyczył treści, więc swobodnie mogłam czytać wszystko co mi tylko w oko wpadło. I skutkiem tego w chwili obecnej...
Jestem czytelnikiem wszystkożernym.
Nie ma takiego rodzaju literatury, którego bym nie przeczytała. Serio. Czytuję klasykę (Proust, Wilde, Montgomery, Lem), książki, o których wszyscy mówią (Harry Potter, Zmierzch), dawno zapomnianych pisarzy z przełomu wieków (seria Białe kruki na ebooki), oraz literaturę tak głęboką jak kałuża po letniej burzy (Harlequin i jemu podobne). I co najważniejsze każda z pozycji ma równe szanse by trafić na półkę tytułów ukochanych, które czytuję wielokroć i czasami prawie znam na pamięć. Ale żeby tak się stało musi być spełniona dość długa lista warunków koniecznych, bo mimo książkowej wszystkożerności...
Jestem czytelnikiem wybrednym
Czasami nawet bardzo wybrednym, bo jeden drobny szczegół może przekreślić nie tyle szanse na trafienie do grona faworytów, ale zupełnie odwieść mnie od czytania. To czy jakiś tytuł zostanie przeczytany i ewentualnie trafi do grona moich ulubieńców zależy od pory roku (zimą czytam zdecydowanie więcej niż latem), mojej aktualnej fanowskiej obsesji (będąc na etapie głębokiego ujarania jakimś fandomem nic, co nie jest z nim związane nie ma nawet najmniejszych szans), samopoczucia (są dni, kiedy nie tknę nic innego poza romansem) oraz wyglądu książki. Szczególnie to ostatnie jest ważne, bo ja jestem z tych, co książki nie tkną, jak im się wydanie podobać nie będzie i z uporem maniaka potrafią szukać tego jedynego, które zagwarantuje 100 % satysfakcji podczas lektury. Ale mimo wysokiego poziomu wybredności...
Jestem czytelnikiem pragmatycznym
Jak już pisałam kiedyś, mieszkam na wsi. Takiej dogłębnie wsiowej wsi, co oznacza, że czasami dostęp do książek jest mocno utrudniony. A jak się jest pomylonym ksiażkoholikiem, mającym czasami ostre napady czytelnicze, to wtedy odkłada się wybredność na bok i szuka innych rozwiązań. I w ten sposób zostałam posiadaczką czytnika i trafiłam do magicznej krainy ebooków, w której prawie wszystkie książki tego świata są na wyciągnięcie ręki. I dopiero wtedy zaczęło się książkowe szaleństwo, które doprowadziło do tego, że...
Jestem czytelnikiem zachłannym
Każdego kolejnego miesiąca obiecuję sobie, że tym razem czas przystopować z zakupami, bo moja biblioteka (głownie ta wirtualna) pęka w szwach od ilość tytułów, a czasu na czytanie raczej nie przybywa. I każdego kolejnego miesiąca pojawia się kilka książek, które albo od zawsze chciałam przeczytać, albo akurat są w tak kuszącej promocji, że grzechem byłoby nie skorzystać, a ja, człowiek słabej woli nie jestem w stanie oprzeć się takiej pokusie. I w ten sposób moja biblioteka rozrosła się do takich rozmiarów, że nawet gdybym chciała, nie będę w stanie przeczytać wszystkiego, co udało mi się zgromadzić, ale z drugiej strony mając tak wielki wybór sięgam czasami po książki, na które w innych okolicznościach przyrody nawet bym nie spojrzała. I to wszystko sprawia, że...
Jestem Preity i kocham czytać książki. A wy?
Ja się "przeksiążkowałam" w pewnym momencie i teraz czytam ze 2 na rok maksymalnie, za to z komiksami to mam podobnie do ciebie, ale kupuję w wersji papierowej. Jednak należę do tych osób, które lubią oglądać obrazki i wyczytywać z nich mnóstwo szczegółów i emocji. Moi znajomi mówią "Nie opłaca się kupować mang, bo przeczytasz je w pół godziny i odłożysz na półkę", a ja zupełnie tego nie odczuwam, bo dla mnie w samym obrazie jest wystarczająco dużo do odczytania i uważam, że nie należy sie trzymać jedynie słów ;)
OdpowiedzUsuńAkurat w sprawie komiksów mam podobne podejście i uznaję je tylko w wersji papierowej (czytnik do komiksów nadaje się średnio). I też lubię pooglądać ładne obrazki :D
UsuńZnam ten ból z brakiem dostępu do książek. Nie mieszkam na wsiowej wsi, a mimo to jest tu problem z dostępem do ciekawych pozycji. Jedna księgarnia z drogimi jak w empiku książkami i biblioteka, do której (nawet zdaniem pani bibliotekarki) przychodzi się wyłącznie po lektury szkolne.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytam komiksy, w których zakochuję się na nowo.
U mnie nawet porządnej księgarni nie ma, są jedynie pseudoksiegarnie oferujące głównie podręczniki. Z biblioteką jest nieco lepiej, ale w przypadku nowości trzeba mieć szczęście, bo znikają niczym kamfora.
UsuńAle chyba już tak się utarło, że księgarnia-szkoła-podręczniki-przybory szkolne. W moim sąsiedztwie jest jeszcze pan, który prowadził kiedyś księgarnię, a teraz wyłącznie otwiera ją w sierpniu i można kupić w niej wyłącznie podręczniki.
UsuńHehe, podobało mi się zakończenie :)
OdpowiedzUsuńJaaaa... Po pierwsze czytam powoli. Tak powoli, że grubszą książkę czytam w korzystnych warunkach dwa miesiące i przez to, kiedy nie mam pewności, że coś będzie dobre i/lub zniechęci mnie podejrzeniem sztampy czy braku "tego czegoś", to z miejsca rezygnuję z tracenia na nią swojego cennego czasu (nie żebym poza czytaniem tak wiele robiła, he.) Ale ostatnio..! Ostatnio dorwałam się do książek matematycznych! "Bezmiar matematycznej wyobraźni", "Twierdzenie papugi" i jeszcze parę, nawet wykupiłam za grosze książki "o matematyce" będące... hm, adresowane niezupełnie dla dorosłych (przezabawna "Oh, ta matematyka" choćby) - no jakiś kolekcjoner się we mnie obudził i jestem takim rodzajem literatury zachwycona X)
U mnie tempo czytania zależy od tego jak bardzo książka mnie wciągnie (bez względu na ilość stron). Jeśli jest interesująca, to jej przeczytanie średnio zajmuje mi ok 2-3 dni (tyle czytałam ostatni tom Pottera), w przeciwnym przypadku mogę się z nią męczyć miesiącami.
UsuńFascynację książkami o matematyce przechodziłam w podstawówce, a później, w miarę zagłębiania się w jej tajniki powoli mi przechodziło :)
A ja powiem, że czytając Twój tekst czułam się jakbym czytała o sobie. ;)
OdpowiedzUsuńPraktycznie w stu procentach jestem tym samym typem czytelnika. Z tą tylko różnicą, że u mnie zawsze był niezastąpiony dziadek, który poza kolejkami załatwiał wszystko o czym inni mogli pomarzyć. Mniej więcej w czasie kiedy dostałam fazy na czytanie w kioskach wydawano taką fajną serię klasyki kryminałów, które dziadek regularnie kupował. Potem na długie lata byłam skrzywiona czytelniczo w kierunku obsesyjnego uwielbienia dla kryminałów i thrillerów do tego stopnia, że jako 12 latka pochłaniałam już Clancy'ego i o dziwo go rozumiałam. :D
Później dopiero szkoła średnia całkowicie wyprała mnie z jakiejkolwiek przyjemności z czytania, chociaż wcześniej czytałam wielu klasyków. A potem tak samo - czytnik ebooków od nowa mnie uzależnił. Obecnie tak jak Ty - jestem czytelnikiem wszystkożernym, ale i wybrednym. Po prostu podpisuję się pod Twoim tekstem wszystkimi kończynami. ;)
Bratnia duszo :D
UsuńMnie szkoła średnia skutecznie zniechęcała do czytania lektur. Im bliżej było matury, tym mniej ich czytałam, ale na inne książki zawsze gdzieś się czas znalazł. Lektur zaczęłam nadrabiać dopiero po studiach, bo w ich trakcie królował Roger Zelazny, Agatha Christie i Isaac Asimov.