4 marca 2014

O wyższości książki nad ebookiem i vice versa…

Kocham czytać i kocham książki, mimo że na początku mojej szkolnej kariery nic nie zapowiadało tego stanu. Rodzina do tej pory się ze mnie śmieje wspominając moje problemy z czytaniem w pierwszej klasie, bo szło mi zdecydowanie gorzej niż młodszej o trzy lata Blondynce, która czytać nauczyła się zanim poszła do zerówki. Ale jak wiadomo początki zawsze bywają trudne, a koniec wieńczy dzieło, więc ja w końcowym efekcie starań rodziców z dziecka mającego problemy z czytaniem[1] zamieniłam się w totalnego książkoholika, który każdą wolną chwilę spędzał w bibliotece i nigdy nie wychodził z niej bez łupów.

I tak było do czasów studenckich, kiedy to zamieszkałam w pięknym grodzie Kopernika i odkryłam istnienie tak zwanej „taniej książki”, oraz wszelkiej maści antykwariatów gdzie za grosze mogłam zbudować własną bibliotekę, co jak na pomylonego książkoholika przystało zaczęłam czynić. Ale przecież nic nie może wiecznie trwać i studia się skończyły, a ja wróciłam na moją kochaną wieś. Taką dogłębnie wsiową wieś, gdzie do najbliższego miasta z rodzaju trzy ulice na krzyż, jest pięć kilometrów, a następne większe pod względem rozmiaru, (drzewiej wojewódzkie, a obecnie powiatowe) jest o kolejne czterdzieści kilometrów dalej. W takich warunkach kupowanie książek nie jest prostą sprawą, bo w pierwszej (pod względem odległości) mieścinie nico więcej ponad podręczniki raczej się nie znajdzie, a w drugiej, oferującej nieco większy wybór człowiek bywa od święta, głównie wtedy, kiedy rajd po urzędach jest konieczny. I dlatego nauczyłam się robić zakupy przez Internet. Bo w Internecie odległości przestają być ważne, i (prawie) wszystko jest w zasięgu ręki. Tak, więc, mając do wyboru bardzo niepewną możliwość zajrzenia do księgarni w nieokreślonej bliżej przyszłości, lub swobodny rajd po księgarniach internetowych, konieczność obejrzenia książki przed zakupem schodzi na dalszy plan. Bardzo daleki plan, mimo że ja z tych pomylonych, książkoholików, co potrafią książki nie czytać, bo im czcionka nie odpowiada, lub wydanie się nie podoba.

Ale nawet Internet nie był w stanie usunąć dwóch poważnych problemów, jakimi są Nie Mam Miejsca Na Półce i Książki Są Drogie. O ile drugi problem jakoś dawało się rozwiązać racjonalnie planując wydatki i polując przy każdej możliwej okazji na różnego rodzaju promocje, tak pierwszy zdawał się być barierą nie do pokonania. Mimo posiadania kilku regałów dedykowanych pod książki, miejsce na ich półkach skończyło się w tempie ekspresowym i co najgorsze nijak nie chciało ulec rozmnożeniu, więc w takich okolicznościach przyrody zostałam zmuszona do przechowywania książek w miejscach zdecydowanie do tego celu nieprzeznaczonych. I tak, u mnie książki można znaleźć w plastikowych pudłach stojących pod ścianą (stanowiących swego rodzaju dekorację), głęboko na dnie szafy (te rzadko używane i mało ozdobne), na parapecie (aktualnie czytane) i praktycznie w każdym możliwym miejscu, gdzie nikomu nie przeszkadzają i nie wyglądają dziwnie. Ale i takowych miejsc w domu ilość jest ograniczona, więc mimo pozbywania się (z bólem serca), co jakiś czas literatury zbędnej, możliwości zakupu kolejnych pozycji były zdecydowanie mniejsze niż chęci. I stan ten trwał do momentu, w którym zakupiłam czytnik ebooków.

Czytnik kupiłam, bo potrzebne mi było coś, co umożliwiłoby mi bezproblemowe czytanie fanfików. Jak wiadomo fanfiki bywają różne i obok takich, których treść spokojnie zmieściłaby się na kartce, na której zazwyczaj człowiek robi listę zakupów, zdarzają się również takie, które swoją długością przypominają średnich rozmiarów książkę, albo ciągną się niczym Saga o Ludziach Lodu i czytanie na komputerze tak długich historii do przyjemności nie należy. Tym bardziej, że komputer przenośny nie jest (chronicznie nie trawię laptopów, mam jeden w pracy i to mi wystarcza w zupełności) i na dodatek Pan i Władca nie pozwala mi przejąć nad nim całkowitej kontroli, domagając się równouprawnienia w tej dziedzinie. Tak więc, po pół roku zastanawiania się, rozważania wszystkich za i przeciw, oraz po dogłębnej lekturze Świata Czytników zdecydowałam się na zakup Kindle Classic. Dlaczego akurat ten czytnik? Bo doszłam do wniosku, że z moim wrodzonym i nieuleczalnym lenistwem, akurat ten czytnik będzie dla mnie najprostszy w obsłudze, poza tym zakupy na amazonie mi nie straszne, a możliwość łatwego dobrania się do książek w języku angielskim też miała swoje znaczenie. I tak zostałam posiadaczką czytnika. I na początku rzeczywiście królowały na nim fanfiki. A później wdarły się na niego książki i zostałam posiadaczką biblioteki, o jakiej nigdy nawet nie śmiałam marzyć[2]. I doszłam do bardzo ważnych wniosków.

Łupy z amazona. Ponad trzy tysiące tytułów, po które raczej bym nie sięgnęła
w wersji papierowej. Ponad 96% książek zgarnęłam, gdy były za darmo,
cena większości pozostałych nie przekroczyła 3$
Nieco skromniejsza, ale i tak zdecydowanie większa niż jej papierowy odpowiednik,
biblioteka w języku ojczystym.

Ebooki nigdy nie zastąpią mi książek. Są książki, z których dużo wygodniej korzysta mi się w wersji papierowej i żaden ebook nie jest w stanie zapewnić mi takiego komfortu. Poza tym kocham moją biblioteczkę stojącą na półkach i dumna jestem z każdej umieszczonej w niej książki, a ebooków niestety na półce nie postawię.

Książki nigdy nie dorównają ebookom. Ze względu na cenę, dostępność „od ręki” i możliwość zabrania całej biblioteki tam gdzie się aktualnie wybieram, co w przypadku książek nigdy nie było by możliwe. W tym względzie książki odpadają już w przedbiegach.

I dlatego kupuję i książki i ebooki. Bo książki zawsze będą lepsze od ebooków, a ebooki od książek, ale każde z nich w innej kategorii.


1. Ale bez dysleksji, po prostu na samym początku składanie literek było nieco trudniejsze, niż dodawanie i odejmowanie.
2. O moim odkrywaniu ebookowego świata można poczytać tu i tu.
Udostępnij:

10 komentarzy:

  1. Osobiście w postaci e-booków czytam to, czego żadną miarą nie mogę dostać w formie papierowej, np. dość stary cykl horrorów "Nocny łowca" - poza pierwszym tomem w bibliotece, nigdzie nie dałem rady znaleźć kolejnych :(

    PS: Fajnie, że ponownie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to mnie czytnik rozbestwił do tego stopnia, że w wersji papierowej biorę tylko to czego nijak w postaci ebooka nie dostanę.

      Usuń
  2. Ach, miałam podobny problem. Również kocham książki i czytać. Tak jak zdecydowanie wolę książki papierowe, ale nie będę też każdej kupować tylko dlatego, ze chcę ja przeczytać. W bibliotece też wszystkiego nie ma, szczególnie po angielsku czy w innych językach. Chociaż nie kupiłam Kindla, mam tylko Trekstora zakupionego w empiku, to i tak jest dla mnie wystarczający. A moja biblioteka e-bookowa powoli, powoli się powiększa. Poza tym gdybym kupiła każdą książkę papierową to M. by mnie zabił. (No nie dosłownie, ale wkurza się za każdym razem, gdy dokładam coś do biblioteki). Dlatego, aby tak go nie denerwować kupuję tylko wybrane serie, rodzaje książek w formie papierowej, a resztę zaopatruję się już w formie e-booków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, ale dzięki ebookom i wilk syty i owca cała. Do rozbudowywania ebookowej biblioteki bez nadmiernego spustoszenia w portfelu, polecam śledzenie Świata czytników i codziennego zestawienia aktualnych promocji, bo czasami można trafić na prawdziwe okazje (np. Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa za jedyne 9,90 zł)

      Usuń
  3. Ja znowu jestem z tych, którzy się tyle książek naczytali za młodu, że teraz robię sobie przerwę od intensywnego czytania. Za to w czytanie mang wpadłam po uszy, a moje pieniądze znikają na nie w tempie ekspresowym, bo w Polsce w końcu zaczynają wydawać tytuły z "wyższej" półki a jednocześnie na tyle nie wydumane, żeby dobrze się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam twoją kolekcję i po cichu takich zbiorów zazdroszczę, ale za bardzo wyłączyłam się z mangowego świata, by się na razie na ich czytanie skusić. Poza tym na półce zalega kilka serii, w przypadku których, nie jestem na razie w stanie zdecydować o ich dalszym losie (tzn. dokończyć zbieranie i czytanie, czy się ich pozbyć).

      Usuń
    2. A teraz w sumie nie zakupiłam sobie prawdziwe perełki do kolekcji i nie mogę się doczekać połowy marca jak przyjdą. Pomijając juz Yami no Matsuei i Pet Shop of Horrors to ... po pierwsze 1 tom "Emmy" (seria o romansie pokojówki i panicza w XiXwiecznej Anglii), 3 tomy "Opowiesci Panny Młodej" (wybrana na 1 miejscu w komiksie roku 2013 w Polsce, opowiada o ludach koczowniczych i jest dosyć etniczna) i "Mój drogi bracie" ("Oniisama e") Ryoko Ikedy w wydaniu exclusive - staroć, ale za to jaki! Tak, że w sumie to co przychodzi to nawet lepsze niż to co mam i myślę, że jakbym ci dała poczytać to też by ci się spodobało ;)

      Usuń
    3. No właśnie mnie najbardziej te starocie kuszą, bo ówczesna kreska zdecydowanie bardziej podoba mi się niż obecna. A na " Mój drogi bracie" to ja sobie zęby ostrzę jeszcze od czasów recenzji w Kawaii, więc niewykluczone, że w przypływie gotówki tytuł również nabędę.

      Usuń
  4. Rozwala mnie to zdanie: "I tak, u mnie książki można znaleźć w plastikowych pudłach stojących pod ścianą (stanowiących swego rodzaju dekorację), (...) i praktycznie w każdym możliwym miejscu, gdzie nikomu nie przeszkadzają i nie wyglądają dziwnie." Ty powinnaś pisać książki, a nie je czytać!

    Ja bardziej książki papierowe cenię. Czytałam kiedyś fajny artykuł (na Eiobie, jak chcesz to poszukam) o tym, że to nie prawda, że cyfryzacja wygryzie wydania tradycyjne - najprawdopodobniej będzie wręcz przeciwnie, staną się one cenionymi rarytasami, które będzie się dawało w prezencie jak słoiczek dżemiku różanego robionego naturalną metodą. To chyba najlepiej wyraża mój stosunek do książek. Czytać mogę w jakiejkolwiek postaci, zwłaszcza nie dostrzegam różnicy, jeśli książka jest nowa (choć ostatnio wersje elektroniczne miażdżą swoją poręcznością wszystko inne, kiedy skopiuję je na smarkfona). No ale jak dorwę coś sprzed roku 2000, mięciutkie, pachnące kartki, gruby, wypukły druk... Z czytania takiego czegoś jest podwójna przyjemność, której na e-wersję przenieść się nie da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie książki wymaga (przynajmniej w minimalnej ilości) umiejętności planowania akcji i ogarnięcia realiów świata, o którym się pisze, a niestety, kiedy te umiejętności rozdawali akurat byłam zajęta czymś innym.

      Masz rację, cyfryzacja nie wygryzie wydań tradycyjnych, tak samo jak mp3 nie wyparły z rynku płyt cd i winyli. Mimo że, na co dzień częściej korzystam z mp3, to i tak kupuję cd, bo niektóre albumy chcę mieć w wersji „namacalnej”. I podobne podejście mam obecnie do książek. Ebooki są wygodne i z nich korzystam dużo częściej, ale książki, na których mi zależy i tak kupuję w wersji papierowej.

      Usuń