31 marca 2014

Trzy noce z Chappa'ai

– Więc twierdzisz, że zamienił się w małpę? – osłupienie i niedowierzanie malujące się na twarzy pułkownika Jacka O’Neilla było aż nadto widoczne.
– Nie zamienił się, tylko rozpadł się na dwa małpo podobne stwory – cierpliwie powtórzyłam. Jak widać pułkownik był odporny nie tylko na wiedzę związaną z fizyką. Próby dalszych wyjaśnień przerwał Teal’c, który wygodnie rozparty w fotelu, z filiżanką herbaty w dłoni wyglądał niczym angielski gentleman.
– Jak widać O’Neill moje przeżycia są bardziej inspirujące niż twoje.
– Jasssne – cierpko stwierdził Jack, wzrokiem szukając wsparcia w pozostałej części SG-1, to jest u kapitan Samanthy Carter i doktora Daniela Jacksona. Niestety oboje dyplomatycznie, (chociaż z pewnym trudem) zachowali milczenie, z zapałem oddając się studiom nad wzorem zdobiącym filiżanki.
– To może ja wyjaśnię wszystko jeszcze raz, od samego początku. A więc…

Noc pierwsza: Wojna światów

Trwała wojna, i to nie tylko na Ziemi, ale również na innych światach. Owe inne światy momentami były innymi planetami, a czasami równoległą wersją Ziemi. Tak samo jak w niektórych momentach wojna raczyła płynnie przechodzić w apokalipsę i nigdy do końca nie byłam pewna, która wersja jest jedynie słuszna, ponieważ wszystko zależało od aktualnych potrzeb. Walczące, tudzież walące się światy przemierzał mędrzec wspierający ruch oporu walczący z najeźdźcą, lub (w zależności od potrzeb) pomagający mieszkańcom przetrwać koniec świata. Niestety mędrzec zapadł na dziwną chorobę, której nikt nie potrafił wyleczyć i pewnej nocy przy ognisku rozpadł się na dwa małpo podobne stwory. Podjęte próby ponownego scalenia mędrca w jedną całość, między innymi przy użyciu taśmy klejącej, bo mędrzec rozpadł się na dwie części mniej więcej w połowie (tzn. górnej części wyrosły nogi, a dolnej głowa i ręce), niestety nie przyniosły skutku. Ale ponieważ obie części o dziwo zachowały dotychczasową wiedzę i inteligencję mędrca, więc w dalszą drogę wyruszyliśmy w towarzystwie dwóch małpo podobnych stworów.

Noc druga: Droga na wolność

Pułkownik Jack O’Neill i ja planowaliśmy ucieczkę z więzienia. Aby odwrócić uwagę strażników Jack postanowił narobić trochę zamieszania i lancą Teal’ca (jak ją zdobył nie mam pojęcia), wypalił dziurę w hotelu przy lotnisku, gdzie byliśmy zesłani na karne roboty. Zamieszanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania, ponieważ lanca zrobiła naprawdę sporą dziurę, przez cały hotel na przestrzał, ale dzięki temu spokojnie mogliśmy się oddalić i udać na poszukiwanie jakiegoś środka transportu. W końcu udało nam się znaleźć statek kosmiczny przypominający (kształtem, nie rozmiarami) coś pomiędzy muszlą ostrygi a puderniczką. Statek jak najbardziej nadawał się do ucieczki, ale posiadał jeden mankament – po starcie, dla bezpieczeństwa załogi cały wypełniał się płynem, w którym co prawda można było swobodnie oddychać, ale na początku był niewielki problem z pokonaniem lęku przed zanurzeniem i możliwym utonięciem. Ale gdy udało nam się rozwiązać wszystkie problemy, droga na wolność stała otworem.

Noc trzecia: Sherlock i Asgard

Część pierwsza: Agent Holmes
Sherlock Holmes i doktor Watson musieli rozwiązać zagadkę pewnego osiedla, na którym po zmroku wszystkie okoliczne domy i trawniki musiały wyglądać identycznie, ponieważ w innym wypadku ich mieszkańcom groziło zaatakowanie przez tajemniczego potwora. W toku przeprowadzonego śledztwa (wymagającego rozlicznych nocnych obserwacji i narażenia się tajemniczemu potworowi) okazało się, że za wszystkie problemy odpowiedzialny był duch japońskiego doktora, bardzo przywiązany do świata, który pamiętał i mszczący się na wszystkich, którzy cokolwiek próbowali w nim zmienić. W a tle gdzieś plątały się jeszcze wampiry, to znaczy raz Sherlock był wampirem, a raz mściwy japoński doktor, wszystko w zależności od tego, co aktualnie w fabule było potrzebne.

Cześć druga: Bracia z Asgardu
Lokiemu prawdopodobnie ktoś wyprał mózg, albo biedak czymś ciężkim oberwał w głowę, ponieważ inaczej ciężko wytłumaczyć nagły przypływ braterskich uczuć względem Thora. A rzeczony przypływ braterskich uczuć był naprawdę silny, skutkiem czego Loki nie tylko pomógł Thorowi odszukać i uruchomić jego rydwan (zakopany na polu z kartoflami, ale akurat jesień była i pora wykopek, więc ze znalezieniem nie było większych problemów), ale również dzielnie walczył u jego boku. A kiedy Thor został ranny, Loki zamienił się w troskliwą pielęgniarkę i jednocześnie Cerbera pilnującego by nikt nie niepokoił brata, tak by ten mógł spokojnie dojść do zdrowia.

I takie cuda mi się śniły w trakcie trzydniowego maratonu z Gwiezdnymi wrotami, w trakcie którego obejrzałam drugi i trzeci sezon, oraz nadrobiłam braki w pierwszym. A przede mną jeszcze całe siedem, i już się boję co może mi się przyśnić dalej.

Chappa'ai - termin którym Goa'uld i Jaffa określali gwiezdne wrota.
Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz