Ponieważ pierwsze podsumowanie było dużo przed terminem urodzin bloga, to drugie będzie po terminie. Tak dla równowagi. Ale zachowując tradycję będzie z piosenką i w terminie w pewien sposób dla mnie ważnym, więc...
Chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
Naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza *
Że mi się ostatnimi czasy pisać nie chce, to widać jak na dłoni. Z bardzo różnych i bardzo skomplikowanych przyczyn, jakaś część mnie najchętniej zawinęłaby się w koc i przespała ten rok w całości. Od początku, do jego końca. Na szczęście druga cześć mnie, ta bardziej rozsądna i ogarnięta, wie że to nie było by żadne rozwiązanie. Więc mimo wszystko piszę nadal. I uczę się wielu ważnych rzeczy.
Poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny
Czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie *
Na przykład takich jak zrozumienie, że jestem uzależniona od bycia stukniętym fanem i emocjami z tym związanymi. I to w takim nieco gorszym wydaniu, które czasami rodzi głęboką potrzebę porzucenia wszystkiego, spalenia za sobą mostów i rozpoczęcia wszystkiego od nowa. I parę razy tak zrobiłam, uciekając z jednego fandomu w drugi, z radością od nowa budując świat wokół siebie, by za kilka lat porzucić go tak jak poprzednika. I poszukać kolejnego, bo przecież bez motyli w brzuchu związanych z ujaraniem się nowym obiektem uwielbienia moje życie nie ma sensu.
Ulice mgłami spowite, toną w ślepych kałużach
Przez okno patrzę znużona, z tęsknotą myślę o burzy
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie *
Chociaż to chyba jeszcze nie było takie najgorsze. Większym problemem jest (było?) bezmyślne i ślepe podążanie za grupą. No bo przecież skoro inni fani "to" lubią, to ja jako fanka też powinnam "to" lubić. I na wszelkie sposoby próbowałam polubić, a kiedy kolejne próby kończyły się fiaskiem, powoli zaczynało się rozglądanie za czymś nowym. Bo widać ten fandom to nie była moja bajka. Albo po prostu zwyczajnie z niego "wyrosłam", cokolwiek to znaczyło.
Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na "RAZ!"
Ze słońcem twarzą w twarz *
Uświadomienie sobie tego wcale nie sprawi, że nagle przestanę się pakować w kolejne fandomy, albo dostawać głupawki. Tego nie da się ot tak wyłączyć, ale wiedząc jak to wszystko w moim przypadku działa, mogę się przygotować do „obrony i zminimalizować straty”. I nie wywracać sobie życia do góry nogami, tak jak robiłam do tej pory.
A co dalej z Wodami Marsa? Będą takie jak do tej pory. Nieco zwariowane, trochę chaotyczne i dalekie od wszelkiej normalności, bo przecież każdemu potrzebny zawór bezpieczeństwa, którym można spuścić nadmiar pary, nim wszystko wybuchnie...
Nie uciekaj od Whovian! Zresztą, i tak Cię znajdę, mam Twój adres :P
OdpowiedzUsuńA z tymi rzeczami, które powinno się lubić, bo inni lubią, to doskonale rozumiem. To głupota, ale czasem się czuję, jakby inni mieli mnie wyrzucić z fandomu za niespełnianie norm :P
Od Whovian nie zamierzam uciekać, bo to fandom w którym jestem na własnych zasadach i nie czuję potrzeby dopasowania się do reszty. Taki problem miałam głównie z fandomami związanymi z azjatycką popkulturą, ale to długa i dość skomplikowana historia.
UsuńCiekawa sprawa z tym dopasowywaniem się do innych fanów. Muszę przyznać, że ja również mam z tym problem, ale raczej w drugą stronę i pod prąd...
OdpowiedzUsuńNie ma co się zmuszać do lubienia czegoś z poczucia obowiązku bycia fanem. Z reguły im bardziej się zmuszasz tym bardziej nie lubisz. ;)
Za to życzę na kolejny rok samych pozytywnych wariacji związanych z ulubionymi fandomami :D
No i sto lat dla Wód Marsa :)
Niby to takie proste i oczywiste, ale musiało minąć kilka lat nim ta prosta prawda do mnie dotarła.
UsuńI dziękuję za życzenia :)