Z pierwszej wersji niniejszego tekstu ostał się ino tytuł. Bo ładny. Niestety cała reszta już taka ładna nie była. Ale na szczęście, zazwyczaj nim coś "puszczę w świat" czekam przynajmniej jeden dzień (a czasami dłużej), aby nieco mi emocje związane z tekstem opadły i po owej przerwie czytam swoje wypociny ponownie i nanoszę niezbędne poprawki. Niestety, tym razem cały tekst wymagał kompletnego przeredagowania, bo pierwsza wersja była niczym kop z półobrotu zaserwowany prosto między oczy. Naprawdę już dawno nie zdarzyło mi się napisać czegoś tak patetycznego i emującego na wszelkie możliwe sposoby, że nawet ja, wielki miłośnik patosu (i umiarkowany emowania) nie byłam w stanie tego znieść. Tak więc zamiast pseudofilozoficznych rozważań i wzniosłego bełkotu krótkie ogłoszenie.
Na czas bliżej nieokreślony wynoszę się z for, na których zazwyczaj można mnie było znaleźć. I prawdopodobnie również z innych części Internetu. Nadal da się mnie złapać przez blog, email, lub twittera. Taka przerwa jest mi potrzebna, aby wrócił mi prawidłowy osąd rzeczywistości, a pewne rzeczy ponownie ułożyły się we właściwej hierarchii. Jak tylko mi się poprawi to wrócę, a na razie nie ma sensu karać całego świata swoją obecnością. Wystarczy, że Pan i Władca musi ze mną wytrzymać.
A oto Maggie Carpenter we własnej osobie (źródło). Na autora (lub autorów) najlepszej teorii czym jest syndrom Maggie Carpenter czeka stadko kolorowych kurczaków - o takich, ale zdecydowanie bardziej kolorowych. A mój problem jest tylko podobny do tego jaki miała Maggie. |
Heh, dobrze, że tytuł to Syndrom Maggie Carpenter, a nie "uciekającej panny młodej", bo wtedy dopiero byłoby dramatycznie. Chyba każdy potrzebuje odrobiny spokoju i odpoczynku od Internetu. Mam nadzieję, że szybko powrócisz wypoczęta.
OdpowiedzUsuńSyndrom "uciekającej panny młodej", brzmi dość jednoznacznie i raczej ma wąskie zastosowanie, a problemy Maggie były nieco bardziej złożone i przy odrobinie wyobraźni da się je przenieść na inne pola.
Usuń