24 lutego 2019

Trzynaście powodów...

...za które uwielbiam Stargate. Z dedykacją dla Oscara Readmore, który kilka miesięcy temu na forum Polskiej Bazy Opowiadań i Fanfiction dał mi takie zadanie. Wersja nieco rozszerzona, ponieważ miałam tych powodów podać tylko dziesięć, ale dziesiątki są takie oklepane, więc u mnie jest ich 13. I to nawet ułożonych w numerowaną listę.

1. Film

Moja miłość do Stargate zaczęła się od filmu. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego go lubię. Po prostu lubię go i już. I mogę oglądać bez końca. Tak samo jak Znachora, Piąty element, Aniołki Charliego i kilka(naście) innych filmów, przy których równie trudno wskazać mi racjonalne powody uwielbienia.

2. Trauma

Bo Gwiezdne Wrota wyciągnęły mnie z dna. Po tym jak mi się wszystko w życiu posypało, przez kilka tygodni, kiedy nie chciałam gadać z resztą świata, siedziałam na łóżku obłożona kordonkami, dziergając namiętnie kolejne kurczaki (część z nich nie doczekała się wykończenia do tej pory) i oglądałam hurtowo kolejne odcinki opowiadające o przygodach dzielnych obrońców Ziemi. Aż nabrałam odwagi by przekroczyć własne Gwiezdne Wrota oddzielające moją bezpieczna planetę od reszty wszechświata.

3. Wszystko się może zdarzyć

To pierwszy serial z oglądanych, który tak pięknie wykorzystuje wieloświatową interpretację mechaniki kwantowej, dzięki czemu każdy, nawet najbardziej wariacki pomysł można uznać za zgodny z kanonem, bo tu światy alternatywne są jak najbardziej kanoniczne.

4. Expanded Universe

EU to nic innego jak wszystko to, co powstało poza głównym medium, ale na oficjalnej licencji, a ja bardzo, ale to bardzo wszelkie takie dodatki lubię, bo danie głównie to dla mnie zawsze za mało. Wszechświat Gwiezdnych Wrót nie należy może do najbardziej rozbudowanych, ale sukcesywnie powstają kolejne książki, a ja mam radochę z czytania, bo niektóre tytuły są genialne. A na deserek zostają jeszcze produkcje Big Finish (chociaż im licencja już wygasła) i możliwość posłuchania jak głosem operuje Michael Shanks.

5. Prezydent Henry Hayes

To taka moja wisienka na torcie, bo prezydent Hayes jest postacią epizodyczną, ale kocham moment jego pojawienia się w świecie SG. Chociaż na początku jego decyzje wydają się nie odbiegać od tego, co do tej pory wyprawiali w serialu politycy, to ostatecznie okazuje się być najlepszym, co mogło się SGC trafić.

6. Drugi plan

Skoro była mowa o wisience, to czas wspomnieć o reszcie tortu, który stanowią wszystkie postacie z drugiego, trzeciego i całej reszty dalszych planów. Bez Waltera, Silera i całej reszty obsługi SCG, oraz bez powracających kosmitów i polityków opowieść o odkrywaniu kosmosu nie była by taka ciekawa. To oni sprawiają, że świat SG nie jest pusty.

7. Generał Hammond

Chociaż z tego całego tortu na szczególną uwagę zasługuje generał Hammond. Wojskowi dowódcy w filmach lub serialach bardzo często stoją w opozycji do głównego bohatera i reprezentują „ten zły i bezduszny system”, któremu bohater główny się sprzeciwia. A George Hammond jest inny. Jak przystało na dowódcę, czasami walnie pięścią w stół i porozstawia po kątach niepokornych, ale jego główną i najważniejszą cechą jest troska o podwładnych. Jak nikt inny potrafi tak lawirować wśród przepisów i paragrafów (bez ich łamania), że zawsze daje radę wybronić swoich niepokornych podwładnych.
Don Davis jako Hammond z Teksasu - najwspanialszy generał jakiego znam.

8. Wielkie wejście Carter

Lubię, wręcz kocham pierwsze sceny Carter w tym serialu, a jej dyskusja z Jackiem jest po prostu perełką, którą już kiedyś się zachwycałam.


9. Vala Mal Doran

Dla niej warto oglądać dwa ostatnie sezony Stargate, bo Vala jest wspaniała. Wygadana, zaradna i zupełnie inna niż O’Neil. I stanowi doskonałą przeciwwagę dla Daniela, bo Jackson potrzebuje zrównoważenia w postaci kogoś, kto będzie jego przeciwieństwem. I zgodnie z tradycją SG-1 ma odpowiednio mocne wejście.

10. Daniel Jackson / Michael Shanks

Zawsze kiedy o myślę o moich ukochanych bohaterach z SG-1, to zastanawiam się, czy Daniela Jaksona lubię tak bardzo, bo sam w sobie jest tego uwielbienia wart, czy wielka w tym zasługa Michaela Shanksa. I chyba nigdy tego nie rozstrzygnę, ale w sumie do niczego to rozstrzygnięcie nie jest mi potrzebne.
Doktor Daniel Jackson z początków swojej przygody z SG-1
i Michael Shanks w najnowszym serialu Unspeakable.
Obu kocham tak samo. (źródło 1, źródło 2)

11. Jack O’Neil & Daniel Jackson

Czyli ta relacja w serialu, którą jara się większość jego fanów. I ja również, bo to bardzo fajna relacja.



12. Richard Dean Anderson

To jest przyczyna dla której przez dłuuugi czas nie chciałam serialowej wersji Gwiezdnych Wrót oglądać, bo Richard Dean Anderson w mojej głowie był tożsamy z MacGyverem. Aż któregoś dnia obejrzałam jeden odcinek na Pulsie, i okazało się, że O'Neill jest równie fajny co Angus.

Angus i Jack, czyli dwaj panowie, którzy wywrócili mi życie do góry nogami. (źródło)

13. Całokształt

Tak naprawdę, to jeszcze długo mogłabym wymieniać dlaczego Gwiezdne Wrota kocham, ale nie o to chodzi, żeby rozebrać serial na czynniki pierwsze i zanudzić tym wszystkich dookoła. Gwiezdne Wrota to dla mnie serial idealny. Taki z intrygującą fabułą, ciekawymi bohaterami i doborową obsadą. I dlatego mogę oglądać go bez końca, za każdym razem bawiąc się równie dobrze jak podczas pierwszego seansu.

A jaki serial jest waszym ukochanym? W trzynastu punktach poproszę ;)
Udostępnij:

1 komentarz:

  1. Kurde, a ja nadal nie wiem, co napisać. Poniekąd przybliżyłaś mi swoją sympatię do Gwiezdnych wrót, o której tyle razy słyszałem w szołcie :) A w ogóle to powinnaś pisać więcej, bo masz rewelacyjny dar przekładania myśli na notatki.

    OdpowiedzUsuń