24 sierpnia 2012

Dwa tygodnie z Merlinem

Tyle mniej więcej czasu trwa moja szalona fascynacja tym serialem. Szalona, bo tylu różnych głupot związanych z jednym serialem w tak krótkim czasie to jeszcze nie udało mi się w życiu popełnić. I chyba nawet przy Archiwum X rozsądek częściej dochodził do głosu niż w ostatnim czasie. A cóżem uczyniła?
  1. Obejrzałam kilkadziesiąt fanvidów zachwycając się relacją Merlin / Artur, lub rycerzami Artura (a jest się, czym zachwycać, oj jest).
  2. W tym czasie zdążyłam zakochać się w uśmiechu Colina, a nieco później utonąć w niebieskich oczach Bradleya. A podobnież nie działa na mnie urok słodkich chłopców.
    Colin Morgan i jego fantastyczny usmiech
    Bradley James i jego cudne oczy
  3. Obejrzałam sobie Midnight (Doctor Who 4x10), tylko po to by pogapić się na Colina. Tylko i wyłącznie na Colina.
  4. Przeczytałam kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) opowiadań, z czego zdecydowana większość należała do gatunków, których unikam (slash i jemu podobne) lub zawierała elementy, których staram się unikać (mpreg). I bardzo mi się owe opowiadania podobały. Szczególną atencją darzę „Klucz do twojego serca jest w moich spodniach”, który poczytuję w ramach dobranocki (przed czytaniem zalecam obejrzeć ten klip bo obrazki nie są w stanie oddać tego co się naprawdę wydarzyło wcześniej) .
  5. Spaliłam sobie zasilacz w komputerze, którego nie wyłączyłam w trakcie burzy, bo Merlina oglądałam. A od czasów rozwalonego w trakcie burzy monitora byłam bardzo ostrożna.
  6. Przejrzałam większość odcinków w poszukiwaniu, co lepszych scen z Merlinem i Arturem, a te które znalazłam oglądałam po wielokroć. Ot tak na poprawę humoru.
  7. Zdążyłam przeżyć załamanie nerwowe związane ze śmiercią Artura w piątym sezonie. Znaczy się nie wiem czy tam Artura ubiją, ale to ma być ostatni sezon (chociaż oficjalnego potwierdzenia o kontynuacji lub jej braku na razie nie ma), więc metodą dedukcji, na bazie informacji dostępnych w trailerze i mojej szczątkowej znajomości legend Arturiańskich, uznałam że Artura w tym sezonie ubiją. I w związku z tym załapałam dół o głębokości co najmniej Rowu Mariańskiego. Ostatni raz coś takiego dopadło mnie po pożegnaniu z Dziesiątym Doktorem. Ale to było PO obejrzeniu finalnego odcinka, a nie PRZED. Znaczy się osiągnęłam nowy poziom bycia psychofanem. Lub fangirlem.
  8. Na koniec na ukojenie skołatanych nerwów zamówiłam sobie dwa pierwsze sezony na Amazonie, mimo że w żaden sposób mnie na to nie stać.

Więcej grzechów nie pamiętam, ale to nie znaczy że ich nie popełniłam, lub nie popełnię w najbliższej przyszłości.
Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz