24 sierpnia 2012

List do Koko

 Kwiecień niewiele różnił się do marca. Cisza, spokój, w pamiętniku tylko dwa krótkie wpisy, ale ze to na najwyższym poziomie "symbolizmu", czyli pisarskiego kryzysu ciąg dalszy.



95.04.07 Piątek
Cześć Koko
Dziwisz się zapewne czemu jednej rubryce w moim pamiętniku:
„Dylematy czyli moje trzy grosze”
Zaraz ci to wytłumaczę. A więc słuchaj. Naz Drugi człon tytułu nazywa się trzy grosze ponieważ tam najczęściej wpisuję to co chciała bym ja wstawić (najczęściej razem z sobą własną osobą) do jakiegoś filmu lub opowiadania [ponieważ autor/scenarzysta nie zawsze ma rację i poza tym jak oni mogli mnie pominąć. (p.s. film i serial w tym czasie to był dla mnie to samo i bardzo często kiedy piszę o filmie mam na myśli serial właśnie)]. Pierwsza część tytułu to „Dylematy”, ponieważ kiedy pisałam pierwszą rubrykę [druga to ta z filozofem] takie słowo pierwsze przyszło mi do głowy i wyjątkowo mi się spodobało. No to cześć Koko Chanel.
P.S. Oto moje wycinanki (oczywiście odbitki)
[Obecnie pierwsze zdanie przypomina mi moją pracę magisterską i pierwsze zdanie z wstępu. Też nie miało sensu. Poza tym skąd wytrzasnęłam Koko Chanel to nie mam pojęcia.
W tym czasie w szkole na plastyce tworzyliśmy różne wycinanki i najprawdopodobniej w pierwszej chwili postanowiłam część z nich uwiecznić w pamiętniku, a później (być może z przyczyn technicznych) zrezygnowałam z tego pomysłu.]

 
95.04.16 Niedziela Wielkanocna
Dzisiaj wpadłam na pomysł łączenia dwóch różnych książek. Robotę zaczęłam od „Winnetou” i „Opowieści o pilocie Pirk Pirxie”. Szczegóły zachowam dla siebie [może i lepiej. Teraz już nie pamiętam na czym polegało to „łączenie dwóch różnych książek”. Na wysłaniu Pirxa na dziką prerię, czy może Winnetu w przestrzeń kosmiczną? Tak jak nie przepadam za idealnym i praktycznie pozbawionym wad Winnetu, tak nadal uwielbiam Pirxa, który tych wad nie jest pozbawiony.
 
(...) Pirx – który przeszedł już wszystkie ćwiczenia praktyczne – miał zaliczone loty na symulatorach i dwa prawdziwe oraz „samodzielne kółko”, to znaczy lot na Księżyc z lądowaniem i powrotem. Czuł się starym wyjadaczem kosmicznym, próżniowym wygą, którego domem są planety, a jedynym ulubionym odzieniem – znoszony skafander; który w przestrzeni pierwszy dostrzega nadlatujące meteory i sakramentalnym okrzykiem: „Uwaga! Rój!!” – oraz błyskawicznym manewrem ratuje od zagłady statek, siebie i mniej bystrych towarzyszy. Tak to sobie przynajmniej wyobrażał, z ubolewaniem konstatując przy goleniu, jak zupełnie nie znać po nim ogromu przebytych doświadczeń. Nawet paskudny wypadek z aparatem Harrelsbergera, który eksplodował mu pod rękami podczas lądowania na Sinus Medii, nie przysporzył mu jednego siwego włosa. Co tam – zdawał sobie sprawę z jałowości marzeń o siwiźnie (a wspaniale byłoby mieć jednak oszronione skronie!), ale żeby się choć przy oczach zrobiło parę zmarszczek, wskazujących od pierwszego wejrzenia, że powstały przy wytężonym wypatrywaniu kursowych gwiazd! Tymczasem, jaki był pucułowaty, taki został. Drapał więc tępaw żyletką te swoją gębę, której się skrycie wstydził, i wymyślał coraz bardziej wstrząsające sytuacje po to, aby na samym końcu stać się ich panem.(...)
(...) przestał w każdym razie robić rano miny do lustra. Przedtem bowiem upadł tak nisko, że z pomocą drugiego lusterka szukał takiego profilu swej twarzy , który by choć nieznacznie zaspokoił jego wielkie wymagania. Oczywiście nie był zupełnym idiotą i zdawał sobie sprawę ze śmieszności tych małpich grymasów, ale, z drugiej strony nie śladów urody jakiejś szukał, na miłość boską, ale charakteru! (...)
Odruch warunkowy
Stanisław Lem
I jak tu  go nie lubić ]
2005.04.31]
Kalendarze wieczyste to bardzo pożyteczna rzecz [a co to jest??].
Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz