Ale nie Księżyca, lub Słońca, tylko umysłu. Mojego umysłu. Jak do tej pory z gatunku takich naprawdę widowiskowych i pamiętanych przez długie lata zaliczyłam dwa występy. Pierwszy miał miejsce w liceum, drugi na studiach i teraz z lękiem czekam jak odstawię coś w pracy. Bo prędzej czy później na pewno coś się wydarzy i zapewne będzie nie mniej spektakularne niż to co zrobiłam do tej pory. A do tej pory to...
Zaćmienie I: Wielbłądy na Kujawach
Geografia w liceum to był jeden z tych przedmiotów, których uczyłam się, bo musiałam, ale zbytniego entuzjazmu przy tym nie wykazywałam. Wyjątkiem były sytuacje, kiedy zanosiła się nieciekawa ocena na koniec semestru. Wtedy zawsze odkrywałam w sobie nieznane pokłady miłości i poświecenia dla tego przedmiotu. Zaćmienie miało miejsce w drugiej lub trzecie klasie (czteroletniego jeszcze wówczas) liceum, podczas jednej lekcji poświęconych gospodarce Polski. A ponieważ na czasy liceum przypadł również okres największej miłości do Archiwum X, więc jak zwykle udawałam że pilnie słucham tego co się dzieje na lekcji, a w tym czasie mój umysł w najlepsze, w towarzystwie Muldera i Scully ganiał za kosmitami. No i miało to swoje „tragiczne” skutki, bo kiedy padło pytanie, co w latach 70 hodowano w dużych ilościach w naszej okolicy, nim zdążyłam się zastanowić nad sensem tego co chcę powiedzieć radośnie wypaliłam: Wielbłądy. Artykuł o Bożym Narodzeniu z Wiedzy i Życia mi się przypomniał, gdzie w ramach ciekawostki było podane, że w XVI lub XVII wieku w Polsce wielbłądy hodowano. Ale XVII wiek, to na pewno nie lata 70-te XX wieku. Ale jak się nie uważa na lekcji to takie perełki wychodzą. Tak wesołej lekcji to nasza klasa nigdy wcześniej, ani później nie miała. Różne wpadki bywały, ale to była jedyna lekcja gdzie się prawie wszyscy (łącznie z nauczycielką) ze śmiechu popłakali.
Zaćmienie II: Cyfrowa dysleksja
Kiedy zaczynałam studia w życie weszła ustawa o ochronie danych osobowych i wykładowcy, by dostosować się do nowego prawa wyniki egzaminów wywieszali podając nie imię i nazwisko delikwenta, ale jego numer indeksu. Ponieważ student ze mnie był przeciętny, więc w każdej sesji przynajmniej jedną poprawkę miałam, ale zawsze w drugim terminie udawało mi się wszystko bez problemu zaliczyć. I tak było do egzaminu poprawkowego z fizyki ciała stałego, kiedy po przeczytaniu wyników stwierdziłam, że tym razem mi się nie udało. Ale postanowiłam, że choćbym miała stanąć na głowie, postaram się ten egzamin w najbliższych miesiącach zaliczyć, bo do następnego roku nie mam zamiaru czekać. A że tego dnia było już za późno, na rozmowę z profesorem, a następnego było wolne z okazji urodzin Kopernika, więc sprawę wyjaśniać poszłam dwa dni później. Kiedy wyłuszczyłam sprawę profesorowi, ten popatrzył na mnie z lekka zaskoczony i stwierdził, że przecież… ja ten egzamin zdałam. W tym momencie to ja osłupiałam, bo przecież na liście jak byk stało, przy MOIM numerze indeksu ndst. Po wspólnym sprawdzeniu listy okazało się, że zamieniłam kolejnością dwie cyfry w środku numeru i sprawdziłam wynik dla zupełnie innej osoby, a przy moim numerze stała piękna i okrągła trójeczka. Z tego co słyszałam później moja historia z „niezdanym” egzaminem została jedną z anegdot opowiadanych przez tego profesora na wykładach. A kiedy dwa lat później był członkiem komisji na obronie mojej pracy magisterskiej, nie martwiłam się o pytania jakie mi zada, tylko czy pamięta moje ówczesne wystąpienie.
Ktoś ma podobne wspomnienia?
Ktoś ma podobne wspomnienia?
Ja większość wyrzuciłam z pamięci, ale czasem miałam takie wpadki różne. Np. w liceum miałam dużo niemieckiego i dziwnych słów i jak zobaczyłam ''foxtrot'' między tymi wszystkimi słowami musiałam zapytać co to znaczy zamiast pomyśleć, że foxtrot to po prostu foxtrot. Albo pisałam babce z biologii ''nie nauczyłam się, przepraszam, pozdrawiam, miłego dnia'' na końcu napisanego sprawdzianu XD. Ale większości naprawdę nie pamiętam, szkoła to taki okres z którego chcę jak najwięcej wyrzucić z pamięci. A studia miałam dziwne i wszyscy byli strasznie pokręceni więc tam wszystko było na miejscu XD
OdpowiedzUsuń"'nie nauczyłam się, przepraszam, pozdrawiam, miłego dnia" to nic w porównaniu z tym co mi kiedyś uczniowie na kartkówce napisali. A że na lekcji akurat był dyrektor, to zachowanie powagi po przeczytaniu "ciastko, karmel, czekolaaaada" było bardzo trudne.
Usuń