26 stycznia 2013

Folie à deuX

Jak pisałam już kiedyś, kocham być fanem. Ten dreszczyk emocji w oczekiwaniu na kolejne historie z ukochanymi bohaterami, rozbieranie na czynniki pierwsze tego co się wydarzyło wcześniej i niekończące się dyskusje o obiekcie uwielbienia. To coś wspaniałego, dopóki nie zacznie przesłaniać normalnego życia. A czasami tak bywa. Sama tego doświadczyłam. Może nie w najgorszej postaci, ale to jak blisko krawędzi się znalazłam, uświadomiłam sobie dopiero po latach.


Pilot[2]

Na początek mały rys historyczny, bo mimo że działo się to w nieodległej przeszłości, to jednak warunki były diametralnie inne.
Jest rok 1996, internet dopiero raczkuje, a ówczesne komputery w starciu z pierwszym lepszym obecnym telefonem, odpadłyby w przedbiegach. Ogląda się, to co jest w telewizji (dwa kanały TVP + Polsat), lub co uda się zdobyć w wypożyczalni kaset, a dodatkowe informacje czerpie się z gazet (głównie Bravo i jemu podobne). Jak się mieszka na wsi, to na inne cuda nie ma co liczyć. W takich oto okolicznościach przyrody zaczęła się moja przygoda z The X Files, która chyba tylko cudem nie skończyła się w zakładzie bez klamek.
  

Darkness Falls[3]

Kolejne odcinki intrygowały, zaskakiwały i powoli odsłaniały skomplikowaną grę, w jaką bez pytania, ale po części na własne życzenie zostali wplątani agenci. A to skutecznie zachęcało do dalszego oglądania. Ale "prawdziwemu" fanowi nie wystarczy tylko oglądanie serialu. Fan chce mieć jakiś gadżet związany z serialem. A że jedyne, co może dostać (przynajmniej na początku) to plakaty i garść artykułów w różnych gazetach, więc zaczyna się polowanie na owe gazety. I co z tego, że część informacji jest równie wiarygodna i wartościowa, co doniesienia o lądowaniu Marsjan, najważniejsze, że są. Nie bez znaczenia jest również to, że prawie zawsze są ozdobione jakimś zdjęciem ukochanych bohaterów. Co prawda bardzo często rozmiary zdjęcia są mikroskopijne, ale w czasach posuchy nikt, jakości nie będzie się czepiał. Sztuka się liczy. Poza tym w pewnym momencie do głosu doszła ciekawość, co będzie w następnym odcinku, a ponieważ jedynym miejscem gdzie mogłam to sprawdzić była gazeta z programem i telegazeta, więc na bieżąco zaczęłam je śledzić.
I w ten sposób zaczęłam budować swój własny przewodnik po Archiwum X.
  

Milagro[4]

Kolejne sezony upływały na odliczaniu dni do kolejnych odcinków, bieżącym śledzeniu wszystkich nowinek związanych z serialem i tradycyjnym polowaniu na wszystko, co zawierało w sobie minimalną ilość X. Ten „spokojny” rytm zaburzyły wieści o planowanym filmie kinowym. Z jednej strony był to powód do radości, ponieważ oznaczało, że ukochany serial jest popularny i jeszcze długie lata życia przed nim, z drugiej natomiast rodziło się pytanie: „gdzie i jak będę mogła go obejrzeć?”. Bo to, że go obejrzeć muszę nie podlegało żadnej dyskusji. Najlepiej zaraz, natychmiast, bo inaczej umrę. Czekanie jak pojawi się na kasetach VHS i być może w którejś z okolicznych wypożyczalni nie wchodziło w grę. Ale jak to moim przypadku bywa, w życiu miewam więcej szczęścia niż rozumu, więc i tym razem zdarzył się cud. Klasa mojej siostry jechała do kina na ten film, a mnie udało się pod ową wycieczkę podpiąć. I w ten sposób udało mi się film obejrzeć. I mogłam spokojnie zabrać się za oglądanie szóstego sezonu, z którym film był związany.
  

Die Hand die Verletzt[5]

W całym moim X-philowym żywocie, z przyczyn niezależnych ode mnie nie obejrzałam tylko jednego odcinka – 6x9 S.R. 819. Pozostałe 42 (7x22 Requiem, oraz cały 8 i 9 sezon), których nie widziałam to była świadoma decyzja.
Z dwóch powodów. Po pierwsze Archiwum X bez Muldera i jego przekomarzań ze Scully to już nie byłby ten sam serial, który tak kochałam. Ale to nie było najważniejsze. Czynnikiem decydującym, który przeważył szalę na stronę „kolejnych sezonów nie oglądam” była fabuła dwóch pierwszych odcinków z ósmego sezonu. Znalezione w Internecie opisy i zdjęcia ukazujące eksperymenty, jakim został poddany przez kosmitów Mulder to było zdecydowanie ponad moje siły. Sam widok zdjęć i czytanie opisów był w stanie rozbić mnie emocjonalnie na kilka dni, więc obejrzenie odcinka prawdopodobnie (a raczej na pewno) skończyłoby się na lekach uspokajających. Nie lepiej było, kiedy w końcu TVP zdecydowała się na emisję ósmego sezonu. Cztery lata później, samo wspomnienie bolało nie mniej. Ustawiłam automatyczne nagrywanie, podpisałam kasety i schowałam je głęboko do szafy by czekały na dzień, w którym emocje opadną na tyle, że będę w stanie te feralne odcinki obejrzeć. Z tym, że do dnia dzisiejszego to nie nastąpiło.
  

Dod Kalm[6] & Born Again[7]

Świadoma rezygnacja z oglądania dwóch ostatnich sezonów nie była równoważna z całkowitym i natychmiastowym rozstaniem się z serialem. Archiwum X odchodziło w niepamięć powoli, spychane nieubłaganie na drugi plan przez inne zainteresowania, które pojawiły się wraz ze studiami. Pierwsza była Usagi i jej towarzyszki, które pokazały mi nieco szalony, ale wesoły i kolorowy świat japońskiej animacji. Naturalnym następstwem tego było pojawienie się uwielbienia dla mangi, chęć nauczenia się japońskiego i fascynacja ogólnie pojętą japońską kulturą i popkulturą. A że z natury jestem ciekawska, więc nie minęło wiele czasu, a zaczęłam szaleńczy rajd po krajach azjatyckich zakończony dłuższym „pobytem” w Indiach (tzn. fascynacją Bollywood i całą resztą indyjskiego przemysłu filmowego).
Archiwum X wróciło do łask, kiedy ogłoszono powstanie drugiego filmu kinowego. Śledziłam na bieżąco wszelkie nowinki, po raz pierwszy dyskutowałam na X-owym forum i cieszyłam się z powrotu ukochanych bohaterów. Dawno zapomniane emocje wybuchły niczym supernowa, ale również niczym supernowa po kilku tygodniach intensywnego blasku zgasły i odeszły w niepamięć, pozostawiając po sobie sentyment do historii, która przez kilka lat stanowiła integralną część mojego życia.
Filmu nadal nie obejrzałam.
  

Wetwired[8]

Tak pokrótce przedstawiał się żywot X-phila w moim wykonaniu. Patrząc na coś takiego można zadać sobie pytanie: „i co w tym strasznego?”. Ale prawda jest taka, że to był tylko wierzchołek góry lodowej. To, co najbardziej przerażające, jak zwykle kryło się pod spodem.
Tak naprawdę w tamtych czasach nic nie miało dla mnie większej wartości niż Archiwum X. By móc obejrzeć kolejny odcinek, dostać w swoje ręce kolejną gazetę z minimalną nawet informacją o serialu byłam w stanie naprawdę wiele poświęcić. Większość mojego ówczesnego kieszonkowego poświęcałam na zakup wszelkiego rodzaju czasopism, w których mogły pojawić się jakiekolwiek wzmianki, lub plakaty. Apogeum tego szaleństwa miało miejsce, gdy kupiłam specjalny numer Sci-Fi Flix poświęcony w całości serialowi i nadchodzącemu filmowi. To że gazeta była po angielsku, a ja w tym czasie ani słowa w tym języku nie znałam, to był drobny i nic nieznaczący szczegół.
Poza tym każda z rzeczy w jakikolwiek sposób związana z Archiwum X była praktycznie niczym relikwia. Nie ważne czy było to zeszyt z Duchovnym na okładce, Bravo z mikroskopijną wzmianką czy TeleŚwiat, w którym zamieszczono opis jednego z odcinków. To była świętość, której nie wolno było za nic w świecie wyrzucić.
W przypadku Archiwum X z jednej rzeczy, jako fan byłam zawsze niezmiernie dumna – zawsze potrafiłam oddzielić fikcję od rzeczywistości. Uwielbiany przez mnie Fox Mulder był niczym więcej jak tylko postacią z bardzo fajnej bajki. Postacią, której nigdy nie spotkam, i o której nie warto śnić. David Duchovny to zupełnie odrębna osoba, która mojemu ulubieńcowi użycza jedynie wyglądu i głosu, więc to normalne, że może zachowywać się zupełnie inaczej. Bardzo duży wpływ na takie podejście miał przeczytany wieki temu list pewnej fanki, która to pisała jak obsesyjna miłość do idola zniszczyła jej życie. Po tym artykule postanowiłam, że nie pozwolę żeby coś podobnego spotkało i mnie, i za każdym razem, kiedy tylko stwierdzałam, że zbyt dużo uwagi poświęcam Archiwum X, starałam się przynajmniej na chwilę przerzucić ją na coś innego i pozwolić emocjom nieco opaść. Ale przez te wszystkie lata nie zauważyłam jednej, bardzo ważnej rzeczy.
Kiedy ma się naście lat zaczyna się, nieco na poważniej budować relacje z innymi. To czas planowania przyszłości i czas pierwszych związków. Z tym, że u mnie ten etap rozwoju społecznego „przesunął się” w czasie o kilka ładnych lat. Bo w momencie, kiedy przez 24 godziny na dobę przeżywa się losy fikcyjnych postaci, wręcz żyje ich życiem, na nic innego nie ma czasu. I nawet świadomość tego, że to wszystko fikcja w niczym nie pomaga. Kiedy dziś patrzę wstecz, zawsze zastanawiam się na ile moja niechęć do życia towarzyskiego i trudności w nawiązywaniu znajomości, wynikały z wrodzonych cech charakteru, a na ile było to wynikiem uzależnienia od Archiwum X.
Bez wątpienia, przed ostatecznym szaleństwem uratowały mnie studia i przymusowa zmiana otoczenia. Licealne czasy, to okres samotnego uwielbienia dla serialu. W moim otoczeniu nie było nikogo, kto by z równą pasją i poświęceniem kochał serial. Większość osób w moim otoczeniu zdecydowanie bardziej od przeżywania problemów wyimaginowanych postaci wolała te rzeczywiste, dotyczące bezpośrednio ich.
Idąc na studia nagle znalazłam się w zupełnie innym świecie, takim gdzie szaleńców o podobnych zainteresowaniach nie brakuje, a najróżniejsze X-philowe dobra są na wyciągnięcie ręki (kochany Internet i jego nieprzebrane zasoby). Niczym wędrowiec, który znajduje źródło wody na pustyni, rzuciłam się na przekopywanie zasobów Internetu. A gdy siedzący we mnie X-phil nie tyle nasycił swój głód, ale wręcz poczuł przesyt, z pasją godną sławnych podróżników zaczęłam eksplorować nowe obszary, powoli spychając Archiwum X na drugi plan, aż stało się dla mnie równie interesujące, co zeszłoroczny śnieg.
  

Never Again? [9]

Po Archiwum X przez bardzo długi czas, żaden inny serial nie wzbudził we mnie aż takich emocji. Ale natura nie znosi próżni. Ktoś, w kogo charakter wpisana jest potrzeba „bycia fanem” prędzej czy później znajdzie kolejny obiekt uwielbienia. I tak na horyzoncie pojawił się IRIS, jeden z dwóch koreańskich seriali, jakie emitowała Tele5.
IRIS wywarł na mnie tak piorunujące wrażenie, że przerwanie oglądania w połowie odcinka i nagłe wyparowanie w ciemną listopadową noc na spacer, by ochłonąć z nadmiaru emocji, lub pogryziona poręcz od krzesła (nie żartuję, naprawdę pogryzłam krzesło!) to był standard. Znowu zaczęło się rozbieranie fabuły na czynniki pierwsze, analizowanie postępowania bohaterów i próby przewidzenia tego jak może potoczyć się akcja. Niby tak samo jak w przypadku Archiwum X, ale jednak zupełnie inaczej. Bo tym razem w całym moim szaleństwie nie byłam sama. Z zapałem godnym lepszej sprawy, na forum zawzięcie broniłam swoich ulubionych bohaterów, wylewałam kubły pomyj na elementy, które mi się nie podobały i piałam pieśni pochwalne na temat tego, co mnie zachwyciło. A po wyrzuceniu z siebie tego wszystkiego wracałam do problemów życia codziennego, do kolejnego odcinka prawie zapominając o istnieniu IRIS.
I tak rozpoczęła się druga era bycia fanem, gdzie pasja i uwielbienie jest współdzielone z innymi.


Polskie wersje tytułu (w nawiasie) i opisy odcinków pochodzą z Wikipedii.
  1. 5x19 Folie a Deux (Szaleństwo dzielone we dwoje) - W Illinois, Gary Lambert, widzi jak jego szef zamienia ludzi z zombie. Sfrustrowany tym faktem, bierze zakładników, w tym, przybyłego na miejsce, Muldera. W czasie akcji FBI, napastnik ginie, lecz Mulder również zaczyna widzieć ludzi jako zombie.

  2. 1x01 Pilot (Odcinek pilotażowy) - W miasteczku, w Oregonie giną nastolatkowie z jednej klasy. Mulder podejrzewa porwania przez kosmitów.

  3. 1x20 Darkness Falls (Zapada zmrok) - W lesie ginie grupa doświadczonych drwali. Mulder i Scully zajmują się tą sprawą. Okazuje się, że tajemnicze owady owijają ludzi w kokony.

  4. 6x18 Milagro (Cud) - Następuje seria morderstw, w których ofiary mają usuwane serca. Okazuje się, że sąsiad Muldera jest pisarzem, który opisuje właśnie te morderstwa. Scully jest nim zafascynowana.

  5. 2x14 Die Hand die Verletzt (Ręka, która zadaje rany) - Czterech nauczycieli tworzy sektę, wyznającą kult szatana. W szkole pojawia się tajemnicza nauczycielka biologii, która przybyła w zastępstwie i wszystko komplikuje. Zdaje się być diabłem wcielonym w człowieka.

  6. 2x19 Dod Kalm (Spokojna śmierć) - Mulder i Scully trafiają na statek, który był przez dziesiątki lat toczony przez rdzę. Okazuje się, że agenci trafili na fałdę czasową i nie są zbyt odporni na taką nagłą zmianę czasu.

  7. 1x22 Born Again (Ponownie narodzony) - Mała dziewczynka jest świadkiem kilku niewytłumaczalnych zgonów. Mulder z początku podejrzewa psychokinezę, jednak po pewnym czasie sprawa okazuje się być jeszcze bardziej zaskakująca.

  8. 3x23 Wetwired (Pranie mózgu) - W Maryland dochodzi do serii tajemniczych zabójstw. Okazuje się, że jeden z ich sprawców, we wszystkich swoich ofiarach, widział twarz bośniackiego zbrodniarza wojennego. Wszystko wskazuje na to, że te przywidzenia, to efekt oglądania telewizji.

  9. 4x13 Never Again (Nigdy więcej) - Pewien mężczyzna, który jest świeżo po rozwodzie, upija się w pubie i potem robi sobie tatuaż z napisem "never again" (nigdy więcej). Wkrótce zaczyna słyszeć głosy. Podejrzewa, że to właśnie tatuaż do niego mówi.
Udostępnij:

6 komentarzy:

  1. "Z zapałem godnym lepszej sprawy, na forum zawzięcie broniłam swoich ulubionych bohaterów, wylewałam kubły pomyj na elementy, które mi się nie podobały i piałam pieśni pochwalne na temat tego, co mnie zachwyciło." Skąd ja to znam? :)
    Jak widzę post pisany ku przestrodze. Ufff. Chyba ja też byłam blisko tego poziomu z "Nocarzem". Na szczęście czuję, że wraz z osiągnięciem celu (poddział w Bazie) napięcie spada.
    Wielu nowych fandomów do poznania życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części ku przestrodze, a po części z wewnętrznej potrzeby ostatecznego rozliczenia i zamknięcia tamtego etapu.

      Usuń
  2. Trafiłam na posta przypadkiem, ale czuję się teraz, jakbym przeniosła się w czasie, bo miałam podobne doświadczenia odnośnie serialu i strasznie mnie korci, żeby coś napisać.
    W otchłaniach moich półek nadal tkwią te wszystkie książki i albumy, strony z gazet, pierwszy film i kilka odcinków na w sumie trzech albo czterech VHS-ach (oryginalnych, a jak!); nawet zdjęcie promocyjne z pierwszego sezonu wraz z autografami gdzieś tam się ukrywa - wydębiłam je pisząc fanlist do studia w USA (najzabawniejsze, że swego czasu było to moje najcenniejsze "trofeum", a zupełnie zapomniałam, że to mam, dopóki nie odnalazłam go po latach).
    Ja obejrzałam 8. i 9. sezon (na angielskiej albo niemieckiej stacji, już nie pamiętam) i mimo, że bez Muldera i niekiedy drugaplanową Scully to już nie było to samo, muszę przyznać, że - co mnie nieco zaskoczyło - podobały mi się te odcinki. Czekanie na gościnne pojawienie się Muldera było jak czekanie na jakąś fanowską odmianę gwiazdki. Drugi film mnie nie porwał.

    Trudno mi stwierdzić, czy obsesja na punkcie serialu przeszkodziła mi w socjalizacji. Kiedy nie mogłam znaleźć innych fanów w moim otoczeniu, pisałam listy do ludzi z innych miast, a nawet krajów (wszystko tradycyjną pocztą, bo o komputerze mogłam wtedy jedynie pomarzyć) - z jedną nawet spotkałam się osobiście. Teraz jak tak o tym myślę, to od czasu kiedy mam dostęp do Internetu jakoś nigdy mnie nie korciło, żeby znów zajrzeć w ten fandom. Tylko film odgrzebałam z czystej ciekawości i tak sobie czasem dumam, że może by pooglądać kilka odcinków i zobaczyć, jak teraz odebrałabym ten serial (to zawsze ciekawy eksperyment), ale wciąż to odkładam "na później". Może kiedyś... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autografów zazdroszczę, ale zapominanie o takich rzeczach to normalna sprawa. Ja się kiedyś zdziwiłam przy robieniu porządku w płytach, bo o sporej części zdążyłam zapomnieć, że są w moim posiadaniu.

      Do fanów, nawet w wersji korespondencyjnej jakoś nie miałam szczęścia. W tamtych czasach napisanie listu do kogoś zupełnie obcego wymagało ode mnie sporo odwagi, a i później jakoś łatwiej w utrzymaniu znajomości nie było, bo rodzina dość krzywo patrzyła na moją pasję i związane z nią znajomości. A kiedy już zostałam użytkownikiem internetu inne rzeczy były ciekawsze do dyskutowania o Archiwum X. Ale też mnie korci, żeby czasami wyciągnąć któryś sezon i obejrzeć kilka odcinków :)

      Usuń
    2. To zabawne jak takie cenne perełki z przeróżnych kolekcji tracą (niekiedy zupełnie) na znaczeniu, ale jak sama mówisz - zupełnie normalne.

      Ja lubiłam korespondować, czy to z innymi fanami Archiwum, Sailor Moon, czy co tam jeszcze, ale muszę się zgodzić, że utrzymać taką znajomość nie było łatwo. Sporo korespondentów, bardzo rzadko ktoś "na dłużej" (zdaję sobie sprawę, że po części była to moja wina, kiedy zbyt długo odkładałam pisanie, a potem wydawało mi się, że tak późno to już nie wypada).

      Tak to bywa z eks-pasjami, że jednak jakaś nostalgia pozostaje. Ja to bym chętnie nabyła kiedyś cały boxset z 9 sezonami + 2 filmami i dodatkami, ale z drugiej strony nostalgia nie jest aż tak silna, żeby porywać się na tak drogi zakup.

      Z tego wszystkiego obejrzałam wczoraj 3 odcinki na sieci i chyba zasiądę od czasu do czasu przed TV, bo w tej chwili emitują sezon 6 na Tele5.

      Usuń
    3. Sailor Moon też kocham. A raczej kochałam, bo teraz pozostał sentyment, manga stojąca na półce i kilka płyt z muzyką.

      Kiedy Archiwum X pojawiło się na DVD chciałam poprzestać tylko na pierwszym sezonie, ale co jakiś czas przypomina mi się, że w kolejnych były odcinki, które wyjątkowo mi się podobały, więc warto byłoby mieć je pod ręką na wypadek nagłej potrzeby obejrzenia. I w ten sposób dobrnęłam do czwartego sezonu.

      Tele5 ma podobnież w planach wyemitować wszystkie odcinki do 6 od 9 sezonu, więc jak w końcu sobie wbiję sobie do głowy kiedy, i o której godzinie to puszczają, to może nadrobię zaległości.

      Usuń