Za oknem hula wiatr, sprawiając, że chwilę po wyjściu z domu człowiek ma wrażenie, że trafił na Syberię. Więc nie wychodzę, tylko siedzę w moim pokoju, w towarzystwie kubka gorącej herbaty z cytryną i przeglądam swoje stare pamiętniki. I liczę dni poświęcone na pisanie.
Bo to moje pisanie jest bardzo okresowe. Jest czas kiedy mnie nosi, kiedy emocje buzują do tego stopnia, że muszę się gdzieś wyżyć, bo inaczej zwariuję. I wtedy piszę. Na blogu, w zeszycie, który od lat służy mi za pamiętnik, w kalendarzu, który jest miejscem na moje bieżące notatki. A kiedy wszystko zostanie opisane i ostatnia emocjonalna burza ucichnie przychodzi czas odpoczynku. Bo tak jak po dniu pełnym wrażeń sen jest niezbędny, by mieć siły do mierzenia się z wyzwaniami kolejnego ranka, tak i od pisania czasami trzeba odpocząć, by nadal sprawiało radość.
Półtora roku to długo jak na moje pisanie. Przynajmniej w ostatnich latach, dlatego też dziś mówię wszystkim dobranoc i udaję się na zasłużony odpoczynek ale...
I'll be back.