25 sierpnia 2014

Goodbye my love

Moja cierpliwość do szalonych pomysłów scenarzystów rozmiarami przypomina Wielki Mur Chiński. Zdaje się ciągnąć bez końca i prawdopodobnie dałoby się zobaczyć ją z kosmosu. Dzięki temu, w przypadku ulubionego serialu zawsze jestem w stanie przełknąć dziury fabularne i marnowanie potencjału, za które scenarzystę (lub scenarzystów) należałoby wytarzać w smole i pierzu. Ale tak jak Wielki Mur Chiński moja cierpliwość ma swój początek i koniec. I kiedy dotrze się do jej kresu, żadna siła nie jest w stanie mnie przy serialu zatrzymać.

Nie przepadam również za zmianami. Zbyt duża rewolucja w serialu zawsze dla mnie będzie powodem do psioczenia, na czym świat stoi i ogólnego kręcenia nosem. Co prawda z oporami, ale zazwyczaj po jakimś czasie, jestem w stanie się do owych zmian przyzwyczaić, zaakceptować, a nierzadko nawet je polubić i zawiesić zrzędzenie na kołku. Chociaż czasami zdarza się, że nijak to nie wychodzi. I wtedy również jedynym wyjściem jest rozstanie się z serialem, nim zostanie przekroczona cienka linia dzieląca miłość od nienawiści.

I dlatego tym razem nie skorzystałam z zaproszenia i nie wsiadłam do niebliskiej budki podróżującej przez czas i przestrzeń.

23 sierpnia 2014

Syndrom Maggie Carpenter

Z pierwszej wersji niniejszego tekstu ostał się ino tytuł. Bo ładny. Niestety cała reszta już taka ładna nie była. Ale na szczęście, zazwyczaj nim coś "puszczę w świat" czekam przynajmniej jeden dzień (a czasami dłużej), aby nieco mi emocje związane z tekstem opadły i po owej przerwie czytam swoje wypociny ponownie i nanoszę niezbędne poprawki. Niestety, tym razem cały tekst wymagał kompletnego przeredagowania, bo pierwsza wersja była niczym kop z półobrotu zaserwowany prosto między oczy. Naprawdę już dawno nie zdarzyło mi się napisać czegoś tak patetycznego i emującego na wszelkie możliwe sposoby, że nawet ja, wielki miłośnik patosu (i umiarkowany emowania) nie byłam w stanie tego znieść. Tak więc zamiast pseudofilozoficznych rozważań i wzniosłego bełkotu krótkie ogłoszenie. 

Na czas bliżej nieokreślony wynoszę się z for, na których zazwyczaj można mnie było znaleźć. I prawdopodobnie również z innych części Internetu. Nadal da się mnie złapać przez blog, email, lub twittera. Taka przerwa jest mi potrzebna, aby wrócił mi prawidłowy osąd rzeczywistości, a pewne rzeczy ponownie ułożyły się we właściwej hierarchii. Jak tylko mi się poprawi to wrócę, a na razie nie ma sensu karać całego świata swoją obecnością. Wystarczy, że Pan i Władca musi ze mną wytrzymać.

A oto Maggie Carpenter we własnej osobie (źródło). Na autora (lub autorów)
najlepszej teorii czym jest syndrom Maggie Carpenter czeka
stadko kolorowych kurczaków - o takich, ale zdecydowanie bardziej kolorowych.
A mój problem jest tylko podobny do tego jaki miała Maggie.

13 sierpnia 2014

Czas bohaterów


I need a hero
I'm holding out for a hero
Till the end of the night
He's gotta be strong and he's gotta be fast
And gotta be fresh on the fight

Na szczęście to już pieśń przeszłości, ponieważ po półtora roku szukania znalazłam swojego bohatera do kochania i uwielbiana. I to nawet nie jednego, ale całe stado bohaterów. I wyciągnęłam z tego wszystkiego bardzo ważny wniosek:

Najlepszym czasem na fandomowe fiksacje jest sezon letnio-jesienny, przy czym fiksacje z sezonu letniego działają dużo mocniej.

Trzy lata temu, jesienią wdepnęłam w whoniversum. Dwa lata temu, latem odbiło mi (łagodnie mówiąc) na punkcie Merlina, a w zeszłym roku na jesieni dałam się wciągnąć w kinowy świat Marvela. Natomiast w tym roku mózg mi się grzeje na samą myśl o świecie Gwiezdnych Wrót. Co prawda Gwiezdne Wrota oglądam już od wiosny, ale w dużej mierze to wiosenne oglądanie (połączone z nałogowym dzierganiem kurczaków) miało charakter bardzo terapeutyczny i stanowiło ostatnią deskę ratunku przed wpadnięciem w czarną rozpacz. Dopiero teraz zaczęło się oglądanie dla przyjemności i niemalże od razu moje serce zabiło szybciej. Dla niego:


Doktor Daniel Jackson spełnia wszystkie, naprawdę wszystkie wymagana jakie pojawiły się w moim pierwszym ogłoszeniu o poszukiwaniu bohatera. I na dodatek nie jest jedyny, bo świat Stargate (SG-1 i Atlantis) oferuje wiele ciekawych postaci, na punkcie których można poświrować. I ponad trzysta odcinków do obejrzenia, a to oznacza, że na najbliższe dwa lata mam spokój

5 sierpnia 2014

Jaram się... (8)

... bo się nieco ochłodziło i w końcu mogę normalnie funkcjonować. A to oznacza, że zaraz mi się mózg ugotuje z nadmiaru fandomowych dobrodziejstw, którymi dopiero teraz mogę w pełni się cieszyć.
  • trzeci sezon The Confessions from Dorian Gray będzie dopiero w listopadzie, ale na początku lipca wyszło słuchowisko z serii Dark Shadows z gościnnym udziałem Doriana. I już mam je w łapkach i żem szczęśliwa z tego powodu niczym prosię w obierkach. Z powodu upałów jeszcze się z nim nie zapoznałam, ale mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. Mam tylko nadzieję, że mi nie odbije na punkcie Dark Shadows, bo to już ostatecznie będzie katastrofa.
  • Król Artur wrócił! A dokładnie, to Bradley James po prawie dwuletniej przerwie ponownie pojawi się na ekranie w czwartym sezonie Homeland. I to jest bardzo ważna wiadomość, bo już prawie straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś w czymkolwiek go zobaczę. O ile pozostała cześć obsady Merlina dość szybko znalazła sobie inne zajęcia (Colin Morgan, to wręcz modelowy przykład pracoholika - jak nie serial lub film, to teatr), tak w przypadku Bradleya do tej pory o niczym serialowo-filmowo-teatralnym nie było słychać. Jak Homeland nie oglądam, tak się pewnie na ten czwarty sezon skuszę.
  • Oglądam dziesiąty sezon Gwiezdnych Wrót. Miałam zakończyć oglądanie na ósmym, ponieważ w dwóch ostatnich sezonach nie O'Neilla, ale w tytułach (i opisach) odcinków pojawiały się takie słowa jak Artur, Kamelot i Merlin, a jak wiadomo dla mnie to wystarczający powód aby się daną produkcją zainteresować. I okazuje się, że wbrew moim obawom bez Jacka SG-1 też da się oglądać. 
  • Dopiero teraz doznałam objawienia skąd się wzięła nazwa serwisu hatak.pl (i w końcu zauważyłam jaki Daniel Jakcson jest przystojny ) . I na to jest tylko jedno wytłumaczenie: Jack O'Neill potrafił skutecznie wyłączyć wszystkie ośrodki w moim mózgu odpowiedzialne za myślenie i kojarzenie faktów i dopiero jego zniknięcie z ekranu spowodowało powrót do w miarę normalnego stanu.
  • Jak podaje Hatak, Warner Bros. planuje ekranizację cyklu Anne McCaffrey Jeźdźcy smoków z Pern. Jeśli te plany dojdą do skutku, to będę mieć się czym jarać przez najbliższe kilka lat. Bo trzeba wiedzieć, że Jeźdźcy smoków z Pern, są wśród książek tym samym, czym jest Archiwum X wśród seriali. A może nawet więcej, bo na Pern wyprowadziłam się dużo wcześniej, niż zawitałam do piwnicy w której siedział Mulder.
A nim skończyłam pisać powyższe zestawienie, to znowu zrobiło się niemożliwie gorąco, a mój przegrzany umysł zaczął się zastanawiać co by było gdyby SG-1 trafiło na Pern. Na dodatek gdzieś po drodze przypałętało się jeszcze Śródziemie. I w ten sposób narodziła się koncepcja szalonej historii z doktorem Danielem Jacksonem, który jak zwykle pakuje się w ciężkie tarapaty, a z misją ratunkową przychodzą mu perneńskie smoki z elfim wsparciem. I teraz czekam, jak się znowu ochłodzi, żeby sobie tą koncepcję z głowy wybić.