9 grudnia 2012

Doktor zmienia świat

Mój świat dodajmy dla uściślenia. Bo wpis zwierza uświadomił mi, że Doktor Who, to nie jest serial który da się bezkarnie oglądać. Nie dość że na zawsze zmienia postrzeganie pewnych elementów, to w moim przypadku sprawił, że mój dotychczasowy świat został wywrócony do góry nogami. A ponieważ dwa miesiące temu minął rok od obejrzenia pierwszego odcinka przygód Doktora, więc to chyba dobry czas na podsumowanie co się w moim świecie w związku z tym zmieniło. Albo dokładniej to ujmując, co odkryłam.


I. Aktorzy. 
Dzięki serialowi odkryłam wielu wspaniałych aktorów na których wcześniej pewnie nie zwróciłabym uwagi. Bo w wielu przypadkach można o nich powiedzieć, że mają intrygujący typ urody. Ale za to grają tak, że oczu nie można od nich oderwać i człowiek chce więcej.

II. Brytyjskie seriale.
Jak się kocha aktora, to zrozumiałe że człowiek zapoznaje się z jego dorobkiem zawodowym. I w ten sposób wpadłam w świat brytyjskich seriali, kulturowo zdecydowanie mi bliższych aniżeli amerykańskie.  A w trakcie ich oglądania wyłapuję kolejne nazwiska na które warto zwrócić uwagę i szukam produkcji z ich udziałem. I tak koło się zamyka.

III. Amazon.
Seriale gdzieś zdobywać trzeba. Można szukać ich na allegro, ale poza najpopularniejszymi inne trudno tam znaleźć. Niektóre z tych mniej znanych dostępne są na fan.pl, ale za to cena skutecznie zniechęca do zakupów. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego jak zakupy zagraniczne. Po wnikliwym badaniu jak to z takimi zakupami jest i upewnieniu się, że w ramach UE nie ma limitów, których przekroczenie skutkuje koniecznością zapłacenia cła, zdecydowałam się na złożenie pierwszego w życiu zamówienia na brytyjskim amazonie. I w ciągu roku na amazonie zrobiłam dwa razy więcej zakupów niż przez ostatnie sześć lat w merlin.pl (biorąc pod uwagę ilość zamówień, bo finansowo wyszło by pewnie więcej).

IV. Język angielski.
Angielskiego w sposób uporządkowany i systematyczny uczyłam się stosunkowo krótko, bo tylko 2,5 roku będąc na studiach. Dało mi to jako takie podstawy i powód do wpisywania w CV podstawowej znajomości tegoż języka. Czasami podejmowała wysiłki w celu pogłębienia swojej wiedzy, ale bez odpowiedniej motywacji (czyt. kogoś z batem, wiszącym mi nad głową) zazwyczaj po kilku dniach wszystko się kończyło. I tak żyłam sobie święcie przekonana, że poza poziom podstawowy nigdy się nie wychylę, aż któregoś sobotniego wieczoru uświadomiłam sobie, że właśnie obejrzałam kolejny odcinek Merlina "na żywo" i zabieram się za dokończenie kolejnej doktorowej książki. A słownik grzecznie leży piętro niżej.
Jak widać na serialach można, zupełnie nieświadomie nauczyć się języka obcego, tylko odpowiednia motywacja jest potrzebna.

V. Big Finish.
Na początek małe wyjaśnienie. Big Finish, to firma zajmująca się gównie wydawaniem audioboków. Ale nie takich zwykłych audiobooków, czytanych przez jednego aktora, tylko słuchowisk z pełną obsadą aktorską i efektami dźwiękowymi. I większa część ich słuchowisk jest powiązana z Doktorem. A skoro znam angielski już na tyle, że oglądam seriale bezpośrednio na BBC, to czemu nie spróbować ze słuchowiskiem? Tak by zobaczyć ile będę w stanie zrozumieć, i czy mi się spodoba.
I w ten sposób znalazłam kolejne miejsce, gdzie mogę pozbyć się nadmiaru ciążącej mi gotówki, bo produkcje Big Finish potrafią uzależnić nie gorzej niż seriale.

I to wszystko. Przynajmniej na dzień dzisiejszy.
Udostępnij:

3 komentarze:

  1. http://gekiumahenshin.blogspot.com/2012/12/ziemniak-i-liebster-award.html zostałaś wybrana xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do punktu pierwszego, to wiem coś o tym - mam zamiar obejrzeć "Hobbita" tylko dla tych kilku scen z Sylvestrem McCoyem :) Drugi punkt to też prawda - trzy seriale: "Doktor Who", "Przygody Merlina", "Moja Rodzinka" . Większość aktorów odgrywających jakąś epizodyczną rolę w jednym, po pewnym czasie pojawiło się i w pozostałych dwóch. Jako angliście z pewną trudnością przychodzi mi uwierzyć natomiast w punkt czwarty, ale zdążyłem się już nauczyć, że od każdej reguły są wyjątki. Ergo wierzę, że w Twoim przypadku było tak, jak napisałaś, ale to raczej ewenement niż norma :) Z punktem piątym się zgadzam, produkcje Big Finish to dobra rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest tak, że opanowałam angielski perfekcyjnie. Nadal jest sporo rzeczy z którymi mam problemy (między innymi gramatyka nadal leży na całej linii), ale z każdym kolejnym odcinkiem i każdą przeczytaną książką jest mi nieco łatwiej posługiwać się tym językiem. I rośnie również motywacja by poważnie przysiąść nad podręcznikiem i tą wiedzę uporządkować.

      Usuń