23 lipca 2012

Bardzo dziki zachód


Czytanie Winnetou idzie dobrze. A nawet rzekłabym, że bardzo dobrze.  Do tego stopnia, że mi się prawie dziki zachód przyśnił. A właściwe to mnie o drugiej w nocy jakieś zawodzenie obudziło, które mój jakże przytomny umysł, jako rzężenie konającego psa zidentyfikował. Mojego psa (20 - 30 cm wzrostu, długości może ze dwa razy tyle, a żywej wagi nieco więcej niźli u kota), więc jako troskliwa właścicielka, pognałam czym prędzej biedne zwierzę ratować, by wyparowawszy w samej tylko bieliźnie na podwórze przekonać się, że domniemany konający zaanektował budę kompana (dużo większa i wygodniejsza niż jego własna) i smacznie sobie śpi. Co prawda, gdy zobaczył szefostwo na podwórku, spanie się skończyło i zaczęło się ujadanie, by udowodnić, że czuwa i ma wszystko pod kontrolą. Natomiast tajemnicze zawodzenie brutalnie ze snu wyrwany małżonek zidentyfikował, jako nocne kotów rozmowy. 

Strach się bać, co może być dalej, bo dopiero na 77 stronie jestem, a tu jeszcze ponad 500 bogatych w przygody czeka.
Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz