Z Merlinem znamy się już od dawna. Za czasów pierwszej emisji na Polsacie miałam okazję kilka odcinków widzieć, ale z nóg mnie nie ścięły, ani przyspieszonego bicia serca nie spowodowały. Ale Merlin wielkim magiem jest i konsekwentnie realizuje swoje plany, tak więc prędzej czy później musiałam wpaść w jego sidła. I w końcu wpadłam, a ponieważ 20 września minęła dokładnie piąta rocznica od premiery pierwszego sezonu Merlina, więc to dobra pora na małe podsumowanie mojej krótkiej, acz bardzo intensywnej znajomości z tym serialem. Krótkiej, bo całe merlinowe szaleństwo w moim przypadku zaczęło się od piątego sezonu, a intensywnej, ponieważ w dwa miesiące musiałam nadrobić cztery wcześniejsze, co skończyło się wywróceniem mojego w miarę uporządkowanego świata do góry nogami. Tak samo jak w przypadku Doktora.
I. Polska Baza Fanfiction
Zacznijmy od tego, że serialu wcale oglądać nie zamierzałam. Trailer piątego sezonu zapowiadał fantastyczną historię, ale wizja konieczności nadrobienia wcześniejszych czterech kusząca nie była, więc postanowiłam… poczytać fanfiki. I poszukiwania rzeczonych fanfików zaprowadziły mnie na forum Polskiej Bazy Fanfiction, gdzie wpadłam na chwilę, bo przecież forum literackie to nie miejsce dla mnie, prawda?
Prawda jest taka, że ta chwila trwa już ponad rok i dzięki forum sięgnęłam po tytuły filmowe, książkowe i serialowe, które w innych warunkach prawdopodobnie nigdy, bądź jeszcze przez długi czas nie znalazłyby się w sferze moich zainteresowań. I zrobiłam rzeczy, o których nie sądziłam, że potrafię. I właściwie to mogłabym zrobić osobną listę dla rzeczy, które poznałam dzięki ludziom z forum Bazy, więc ogólnie rzecz biorąc, akurat to forum zdecydowanie jest miejscem dla mnie.
II. Kindle
Fanfiki na czymś czytać trzeba. Teoretycznie można robić to na komputerze, ale kiedy komputer jest jeden a użytkowników dwóch, i na dodatek oboje wieczorami lubią w sieci pobuszować, to pojawia się problem. Tym większy, że czasami wśród fanfików znajdują się tytuły będące spełnieniem najskrytszych marzeń obłąkanego fangirla i ów fangirl z chęcią zabrałby je ze sobą dokądkolwiek by się nie udał. Można oczywiście takie fanfiki wydrukować, ale jeśli są długie i chwilowo nie dysponuje się własną drukarką, to problem próbuje urosnąć do rozmiarów osobistej tragedii. Ale można jej uniknąć w bardzo skuteczny sposób – kupić czytnik ebooków.
I tak zostałam (nie)szczęśliwą posiadaczką Kindle Classic. I świat zwariował jeszcze bardziej, o czym niejednokrotnie już pisałam.
III. Oscar Wilde
W miarę możliwości staram się z klasyką literatury zapoznać. Przynajmniej z tymi najgłośniejszymi tytułami, ale nigdy wśród tych moich planów nie znalazły się dzieła Oscara Wilde. I pewnie jeszcze długo by to nie nastąpiło, gdyby nie Alexander „Mordred” Vlahos.
Uwielbienie dla aktora bywa złe. Nawet bardzo złe, bo w swojej najgorszej postaci popycha człowieka do różnych głupich rzeczy. Chociażby takich jak kupienie słuchowiska w języku, którego nie zna się najlepiej. Uwielbienie dla aktora bywa również dobre. Czasami nawet bardzo dobre, szczególnie kiedy nic innego nie jest nas w stanie skutecznie zmotywować do nauki języka obcego.
Uwielbienie dla aktora bywa złe. Nawet bardzo złe, bo w swojej najgorszej postaci popycha człowieka do różnych głupich rzeczy. Chociażby takich jak kupienie słuchowiska w języku, którego nie zna się najlepiej. Uwielbienie dla aktora bywa również dobre. Czasami nawet bardzo dobre, szczególnie kiedy nic innego nie jest nas w stanie skutecznie zmotywować do nauki języka obcego.
The Confessions of Dorian Gray, zainteresowało mnie ze względu na odtwórcę głównej roli. Portret Doriana Graya przeczytałam, ponieważ chciałam porównać pierwowzór literacki z tym co pojawiło się w The Confessions.... I nadal poluję na biografię Oscara Wilde, bo jego dzieła mam już w komplecie.
IV. Szekspir w przekładzie Stanisława Barańczaka
Co wspólnego ma Szekspir z Merlinem? Ano to, że Colin Morgan pojawił się w Burzy, a Alexander Vlahos w Makbecie, a ja z przyczyn geograficznych (głównie) nie mogłam obu sztuk obejrzeć. I chcąc, chociaż częściowo poprawić sobie humor oglądaniem innych adaptacji odkryłam dwie rzeczy:
- tak naprawdę bardzo niewiele dzieł Szekspira znam,
- ze wszystkich dostępnych tłumaczeń najbardziej podoba mi się tłumaczenie Stanisława Barańczaka.
I teraz czekam. Bardzo cierpliwie czekam jak w końcu w moje ręce wpadnie kompletne (chyba) wydanie komedii, tragedii i kronik, oraz sonetów w jedynym słusznym (dla mnie) przekładzie. I na pewno powtórzę miesiąc z Szekspirem, ale już nie w wakacje. Za dużo wtedy czynników rozpraszających.
Co mi przypomina, że powinnam się zabrać za tę merlinową retrospektywę.
OdpowiedzUsuńJa widziałam sezony 2, 3 i zdaje się 4 też, a za resztę jakoś nie mogę się zabrać, chociaż lubię. Po prostu na poprzednie trafiłam w TV haha c:
OdpowiedzUsuńWłaśnie, AXN powinno wziąć i puścić ostatni sezon.
UsuńTylko niech zmienią tłumacza, bo ten dotychczasowy zbyt "współcześnie" przekłada. Przynajmniej w stosunku do tego co Polsat oferował.
UsuńA o retrospektywie będę ci przypominać :)