9 listopada 2013

Książkoholik w akcji. Część I

Ponieważ zdecydowanie szybciej czytam aniżeli piszę, więc jeszcze dużo atramentu zostanie przelane zanim o większości tytułów udałoby mi się naskrobać coś nadającego się do Krainy Czarów. Dlatego też, by nie pogubić się w tym, co czytam, co już zdążyłam przeczytać, oraz tym, co obecnie „mam na warsztacie”, powstało drugie wydanie książkowego podsumowania (pierwsze można znaleźć tu). A ponieważ mój wewnętrzny książkoholik przebudził się ostatecznie i z dziką radością zabrał się do nadrabiania książkowych zaległości z ostatnich paru lat, więc trochę tego będzie.

Na  początek pozycje przeczytane, w tym dwa słuchowiska, ale skoro Goodreads produkcje Big Finish traktuje jak książki, to i ja również mogę.
  • Artemis Fowl, Eoin Colfer. Do tej pory nie mogę się zdecydować, czy mi się podobało, czy nie. Ale to „niepodobanie” może również wynikać z nieodpowiedniej pory na czytanie (głęboka faza marvelozy i uwielbienia dla Lokiego, nie sprzyja skupieniu na czymkolwiek innym), tak więc na wszelki wypadek przytargałam z biblioteki tom drugi. Jak po nim nie polubię Artemisa, to znaczy, że wspólna przyszłość nie była nam pisana.
  • Malowany Człowiek księga I i księga II, Peter V. Brett. Jak ja nie lubię pakować się nie zakończone cykle. Najczęściej oznacza to, że prawdopodobnie nigdy go nie dokończę, bo zanim ostatni tom trafi w moje ręce zdążę zapomnieć, co było w poprzednich. No ale co z tego, że nie lubię, skoro się wpakowałam. Świat stworzony przez Bretta jest na tyle interesujący, że postanowiłam dać mu szansę. Kolejne części już czekają.
  • Przeklęci, Lynn Kurland. Z cyklu „wspomnień czar”. Pierwszy raz czytałam w czasach mocno nastoletnich, ale historia ducha średniowiecznego rycerza, o dość postępowym światopoglądzie i jego bojach z nową właścicielką zamku, w którym przyszło mu „żyć” utkwiła mi dość mocno w pamięci. I najważniejsze: po latach nie straciła swego uroku.
  • Marzenia z gwiezdnego pyłu, Lynn Kurland. Książka dzięki której można poznać niezwykłą rodzinę Kendricka de Piaget (głównego bohatera wcześniejszej książki). Oczywiście trzecia z kolei, bo przecież jak coś ma więcej tomów niż dwa, to zazwyczaj bezbłędnie dobieram się do trzeciego. Na szczęście historie nie są ze sobą ściśle związane, więc czytanie w kolejności inne, niż zalecana nie powoduje zamieszania. Są duchy, podróże w czasie, pewien zagubiony w średniowieczu współczesny biznesmen i panna o dość zadziornym charakterze, której skradnie serce. Do pośmiania, powzruszania i czytania w złe dni.
  • Nocarz, Renegat, Nikt, Magdalena Kozak. W końcu doczytałam kilkanaście ostatnich stron Nocarza i zabrałam się za pozostałe książki o Vesperze. O ile na dokończenie pierwszej potrzeba było roku, to na przeczytanie pozostałych dwóch wystarczyły dwa dni. Zaskakująco, wciągająco, a wampiry w takim wydaniu to ja lubię. Chociaż nadal nie wiem, czemu obrywa się Ultorowi (przyznaję w pewnych sprawach to bęcwał nie z tej ziemi, ale po części można go zrozumieć) i dlaczego Renegaci są fajniejsi.
  • Ślub w pałacu, Sharon Kendrick. Do pociągu dobre, bo przez dwie godziny w drodze z Poznania, nie byłam skazana tylko i wyłącznie na podziwianie krajobrazów za oknem. W innych warunkach męczące i nie warte marnowania czasu.
  • Książę pustyni, Sophie Weston. Czysta strata czasu. Złe, nudne, a bohaterowie równie fascynujący, co obecna pogoda za oknem. Jedyny plus z przeczytania tej książki, to twarde postanowienie, aby więcej Harlequinów nie kupować. Jak będzie następny kryzys to się do biblioteki pofatyguję, albo gryzonia nawiedzę, ale bez sprawdzenia towaru za nic nie wezmę.
  • The Darkest Night 1, The Darkest Night 2, Earithen, Gena Showalter. Moja pierwsza w życiu manga na Kindle. I na dodatek Harlequin manga. Myślałam, że oszczędzi mi czytania pierwowzoru, ale wygląda na to, że nie, bo od drugiej części pojawiają się dość znaczące odstępstwa od fabuły. Ładnie narysowane, nieco ocenzurowane i gdyby nie wieszało mi czytnika była bym zachwycona. Ale i tak mi się podoba. Chyba nawet bardziej niż pierwowzór.
  • Tajemnica czarnych rycerzy, Margit Sandemo. Jak lubię tą panią za Opowieści i Sagę o Ludziach Lodu, tak historii o rycerzach nie jestem w stanie przeczytać. Przebrnęłam przez pierwszych pięć tomów (Znak, Między życiem, a śmiercią, Skarga wiatru, Stygmat czarownika, Cienie), po czym przeskoczyłam do tomu jedenastego (Milczące kolosy), bo mi sił i motywacji do czytanie reszty brakło, a mimo wszystko ciekawa byłam, jaka to tajemnica z rycerzami jest związana. Niestety z wiekiem pani Sandemo zaczęła na karty książek przenosić coraz bardziej fantastyczne i zawikłane historie, co można by potraktować w sumie na plus, gdyby nie wewnętrzne rozterki bohaterów, którzy do końca nie mogą się zdecydować, co dalej robić ze swoim życiem. Złe, straszne i chwilowo skutecznie wyleczyło mnie z chęci ponownego sięgnięcia po Sagę o Ludziach Lodu. Pamiętam, że niektóre tomy z tamtego cyklu mi się bardzo podobały i jakoś chwilowo nie mam ochoty na niszczenie dobrych wspomnień.
  • The Confessions of Dorian Gray (sezon 2), Scott Handcock i inni. Sezon drugi nie zawiódł moich oczekiwań. Kolejne pięć historii z długiego życia Doriana Graya sprawiło, że szukanie szczęki w okolicach piwnicy, stało się normą. Natomiast finałowy odcinek rozsmarował mnie mentalnie po ścianach. Chyba żaden kolejny nie będzie w stanie go przebić. Chociaż znając twórców można spodziewać się wszystkiego.
  • The Picture of Dorian Gray, Oscar Wilde, David Llewellyn. Fantastyczna adaptacja klasyki. Kocham, wielbię i jeśli kiedykolwiek będzie powstawała kolejna filmowa adaptacja, to Alexander Vlahos powinien zagrać główną rolę. A Llewellyn napisać scenariusz, bo doskonale udało mu się przerobić powieść na fascynujące słuchowisko.
Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Arty'ego jestem wielkim fanem, więc mam nadzieję, że spodoba Ci się drugi tom, a potem i następne. Zakończenie całej serii może nie powala, ale jest nawet strawne.

    Saga pana Bretta - "Malowany Człowiek" był super, "Pustynna Włócznia" nawet lepsza. "Wojna w blasku dnia" za to była tak okropnie nudna, że ojjj. Sprawę trochę podratował jej bombastyczny finał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnież saga Bretta, miała pierwotnie zamknąć się w trzech częściach, ale jak zdobyła popularność, to nagle rozrosła się do planowanych pięciu i stąd ostatnia wydana część może przynudzać. Ale na razie cykl leży odłogiem, bo się za Pustynną włócznię jakoś zabrać nie mogę. Karsjanie mi za bardzo islamskich fanatyków przypominają i to mi chwilowo, w sumie do końca nie wiem czemu, ale przeszkadza.

      Szanse, że Artemisa polubię są duże, bo bardzo podoba mi się tamtejsza wizja świata wróżek i Arty mimo wszystko ma w sobie coś co sprawia, że się go zaczyna lubić.

      Usuń