5 listopada 2013

The Colour of Magic / Kolor magii, Terry Pratchett

Tytuł polski: Kolor magii
Tytuł oryginalny: The Colour of Magic
Seria: Świat Dysku
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1994
Ilość stron: 208

Moją wielką miłością od zawsze było science fiction. Z dość irracjonalnych przyczyn, przez długie lata ignorowałam istnienie fantasy, uważając, że zdecydowanie to nie moja bajka. Jedynym wyjątkiem były wszelkiego rodzaju legendy i podania, które w dzieciństwie, gdy tylko odkryłam istnienie bibliotek czytałam w ilościach wręcz hurtowych. Natomiast autorskie światy z dużą ilością magii i nadprzyrodzonych zjawisk zawsze skutecznie mnie odstraszały. Szczególną niechęcią, w dużej mierze wynikającą z obejrzanego przypadkiem w telewizji fragmentu filmu, darzyłam Świat Dysku. No, bo co fascynującego może być w historii płaskiego świata, podpieranego przez cztery słonie stojące na wielkim żółwiu? Ale jak śpiewała Anna Jantar nic nie może przecież wiecznie trwać i po latach moja niczym nieuzasadniona niechęć do tego gatunku zelżała na tyle, by idea przeczytania czegoś, co jest fantastyką, ale nie jest science fiction była możliwa do realizacji. I po raz kolejny okazało się, że nie powinno oceniać się książki po okładce. A właściwie, to po obejrzanym fragmencie adaptacji.

Do Ankh-Morpork przybywa Dwukwiat, pierwszy w historii dyskowego świata turysta. Jego przewodnikiem, właściwie przez przypadek zostaje Rincewind, prawie mag, który zdaje się mieć zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu, co pozwala mu nawet z największych tarapatów wyjść w miarę bez szwanku, a przynajmniej w jednym kawałku. A to jest niezwykle ważne, ponieważ wygląda na to, że prawie cały świat ma wobec Rincewinda (i Dwukwiata również) jeden prosty plan – z różnych przyczyn, wiele różnych osób (i bóstw) chętnie skróciłoby im „męki” związane z doczesnym żywotem, czego Rincewind stara się uniknąć na wszelkie możliwe (i te nie możliwe również) sposoby. A Dwukwiat, zupełnie nieświadom grożącego zewsząd niebezpieczeństwa doskonale bawi się jako turysta, zwiedzając kolejne krainy dyskowego świata.

Po Kolor Magii sięgnęłam po opublikowaniu przez Meg pierwszego rozdziału fanfika Śmierć w garści. Przypisy wyjaśniające niuanse i zawiłości dyskowego świata, mające pomóc osobom nieznającym fandomu w zorientowaniu się, o co w tym wszystkim biega, tylko częściowo spełniły swoją rolę. Owszem wyjaśniły część kwestii, ale w ich miejscu pojawiły się kolejne pytania, na które odpowiedzi udzielić mogła mi tylko lektura książek Pratcheta. A ponieważ zawsze zaczynam historie jak Bóg przykazał, od samego początku, więc Kolor Magii był wyborem oczywistym.

Za to zupełnie nie oczywistym było to, co w nim znalazłam. Zamiast, jak się spodziewałam, średnio interesującej historii osadzonej w dziwnym świecie trafiłam na wariacką przygodę z niedorobionym magiem, obdarzonym niezwykłym talentem do pakowania się w kłopoty w roli głównej. Na dodatek napisaną tak, że co rusz chichotałam w trakcie lektury, z zachwytem pochłaniając kolejne strony opisujące przygody pierwszego w historii Świata Dysku turysty, jego niefortunnego przewodnika i zabójczego (głównie w obronie własnej, tudzież swego właściciela) Bagażu.

Świat stworzony przez Pratchetta oczarował mnie na tyle skutecznie i mocno, że jeszcze w trakcie lektury Koloru Magii, bez większego zastanowienia zaopatrzyłam się w inne pozycje obejmujące historie z dyskowego świata. Pomimo tego, że w chwili obecnej to uparcie odmawiający opuszczenia doczesnego świata Rincewind jest moim ukochanym bohaterem, nie wątpię, że i kolejne postaci podbiją moje serce, bo Pratchett pisze w takim stylu, który kocham najbardziej. Z odpowiednią dozą humoru, ironii i dystansu do stworzonego świata, a ilość książek opisujących pokręcony Świat Dysku, jest tylko powodem do dzikiej radości.
Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. Pierwszy raz zaglądam do ciebie na tego bloga. Szczerze mówiąc jestem ciekawa jakąż to następną książkę Pratchetta masz w planach. Pewnie "Blask fantastyczny", ale co potem? (Naiwnie wierzy, że "Mort" albo inne dzieło o Śmierci).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze Świata Dysku, to tak, ale z twórczości Pratchetta kusi niemiłosiernie Długa Ziemia, więc nie wiem co będzie pierwsze. A Mort czeka w kolejce tuż za Równoumagicznieniem, bo Świat Dysku wciągnął mnie na tyle, że mam ambitny plan przeczytania wszystkich książek po kolei.

      Usuń
  2. To była moja druga książka Pratchetta :)
    U mnie się zaczęło od "Morta" i się zakochałam, chociaż tak samo myślałam, że nie tknę fantasy. (Ale to nie fantasy to parodia! :D) Powiem Ci, że ja osobiście z całego Świata Dysku najbardziej uwielbiam cykl o Śmierci, bo Śmierć i jego problemy to coś co mnie zwala z nóg.
    Właśnie skoro o "Długiej Ziemi" mowa. Czytałaś już? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie czytałam, bo jak zwykle czytam pięć książęk na raz, albo nie mam czasu na czytanie. Może premiera trzeciej części zmowtywuje mnie do lektury :)

      Usuń
    2. Ja niedawno przeczytałam fragment i po prostu technologia przenoszenia między równoległymi wszechświatami za pomocą ziemniaka mnie z miejsca zabiła i doprowadziła do płaczu ze śmiechu. Tylko wciąż nie mogę się doczekać ebooka :D

      Usuń