Świat jakoś postanowił nie ulec zagładzie dnia wczorajszego, ale za dwa dni i tak będzie apokalipsa. Przynajmniej w merlinowym fandomie, bo w Wigilię światło dzienne ujrzy ostatni odcinek, który ma dać odpowiedzi na wszystkie pytania. I zadowolić większość fanów, ale owa większość i tak wieści koniec świata, albo przynajmniej najgorsze święta w historii. Ale zawsze przecież można tego końca uniknąć padając wcześniej na zawał lub apopleksję w wyniku czytania i oglądania kolejnych zajawek tego, co się w ostatnich odcinka ma wydarzyć.
Ja swoją prywatną apokalipsę z powodu zakończenia piątego sezonu zaliczyłam już w sierpniu (szczegóły
tu), więc w chwili obecnej czuję się zwolniona z obowiązku darcia szat i lamentacji. Zamiast tego zaliczam radosny zaciesz i mam pierwsze objawy kolejnego ataku fangirlizmu. Tym razem obiektem uwielbienia został Alexander Vlahos, czyli Mordred z najnowszego sezonu
Merlina. Jest uroczy i czarujący, idealnie nadaje się do roli czarnych charakterów, a poza tym ma fantastyczny głos. W zawiązku z tym w chwili obecnej zapoznaję się z jego dorobkiem zawodowym i jaram się zapowiedzą najnowszego serialu, który ma wystartować w styczniu.
|
Cztery wcielenia Alexandra Vlahosa. |
Jak mnie któregoś dnia przez
Merlina zamkną w zakładzie bez klamek, to znajdę osobę odpowiedzialną za obsadę tego serialu i pozwę za trwały uszczerbek na zdrowiu, bo to już trzeci aktor z tego serialu który wylądował na liście "
koniecznie muszę obejrzeć wszystko w czym gra". Tych którzy są poziom niżej, czyli "
ciekawe gdzie grał jeszcze" wolę nie liczyć.