17 czerwca 2013

Wynurzenia z kałamarza

Wychodzi na to, że czerwiec jest dla mnie wyjątkowo łaskawy, jeśli chodzi o pisanie. Dramatyczne wyznanie z początku miesiąca było niczym otwarcie puszki Pandory i teraz kolejne pomysły atakują mnie niczym barbarzyńcy Cesarstwo Rzymskie, domagając się natychmiastowej publikacji na blogu. I weź tu wytłumacz takiemu, że jest kolejka i powinien cierpliwie poczekać! Ale póki co, jakoś ową hordę udaje mi się opanować i utrzymać w ryzach, więc nagły zalew mojej pisaniny nie grozi. A dziś, takie nieco niespodziewane przemyślenia na temat pisania i blogowania.

Pisać, jak to łatwo powiedzieć… Bo cóż trudnego może być w pisaniu? Przecież wystarczy tylko usiąść przed komputerem, lub kartką papieru i przelać na nie swoje myśli. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce wcale nie jest już tak łatwo. Ileż to razy zdarza się, że człowiek ma fantastyczne przemyślenia na jakiś temat, po czym zasada do pisania i… nagle okazuje się, że wita nas niezmierzona pustynia, a po filozoficznej burzy nie została nawet jedna nędzna kałuża. A jeśli już się jakowaś ostała, to najczęściej okazuje się być tak mętna, że do niczego się nie nadaje. I właśnie przed takową kałużą siedzę i próbuję coś z niej wydobyć. I przy okazji się w niej nie utopić, bo ja pływać nie potrafię, i tak samo nie radzę sobie z porażkami.

Otwierając Krainę Czarów wydawało mi się, że prowadzenie drugiego bloga będzie równie łatwe, co marsjańskich odmętów. Aż chciałoby się razem z Janem Kaczmarkiem i kabaretem Elita zaśpiewać:

Oj, naiwny, naiwny, naiwny,
Jak dziecko we mgle,
Jak goliat na pchle,
Mól w otchłani wód,
Który liczy wciąż na cud.

O ile pisanie marsjańskich postów przychodzi mi już z łatwością, o tyle pisanie na potrzeby Krainy Czarów nadal jest męką. Marsjańskie odmęty, które z czasem raczyły oszaleć i mieć w głębokim poważaniu wszelką powagę, z otwartymi ramionami przyjmują wszelkie pisarskie eksperymenty, wypociny będące wynikiem ostrego napadu fangirlizmu, lub pokręcone przemyślenia po wyjątkowo złym dniu. Natomiast Kraina Czarów ma większe wymagania – to ostoja powagi i porządku. I pustki, bo pisanie grzecznych i ułożonych tekstów, które od biedy mogą przypominać jakąś nędzną recenzję nijak mi nie idzie. I tak po prawdzie nigdy nie szło, bo mi najlepiej pisze się tak nie do końca poważnie i nieco złośliwie w stosunku do samej siebie. Ale bynajmniej nie zamierzam z Krainy Czarów rezygnować, tylko może ciut poluzować jej gorset, nie silić się na teksty, które i tak nie są moją mocną stroną, i pozwolić sobie na pisanie w nieco lżejszym i mniej konwencjonalnym stylu. Bo jak (ponownie) śpiewał Jan Kaczmarek z Elitą:

Lubię co dzień troszeczkę podnieść sobie poprzeczkę
I oceniać swe dzieła krytycznie.
Bój o cele wysokie to najmilszy mój poker,
To ryzyko lecz zdrowe i śliczne.
A gdy w chwilach bojowych czuję kryzys niezdrowy,
Nie przerywam ataku z tych przyczyn,
Bo na takie momenty kiedy jestem podcięty
Mam kolegów i na nich mogę liczyć.

A ja uparta jestem, niczym przysłowiowy osioł, lubię wyzwania i dziękuję wszystkim, którzy twierdzą, że umiem pisać (chociaż nadal, nie do końca to do mojej świadomości dociera). I ponieważ tylko w nielicznych przypadkach się poddaję, więc jeśli ktoś do Krainy Czarów zagląda, niech się nie zdziwi, jak dotychczasowe wypociny mogą nieco ulec zmianie. I może w najbliższym czasie nieco ich przybędzie...
Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Ja myślałam, że mój blog będzie o kulturze/popkulturze Japonii, a robi się z niego blog rysunkowo-fanfikowy i czuję się z tym dziwnie xDD Blogowanie trudna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się to akurat podoba, bo rysunkową część Twojego bloga bardzo lubię i każdy kolejny obrazek nieodmiennie mnie zachwyca :)

      Usuń