6 lipca 2013

Czytać, czytać... książki

Z czytaniem bywa u mnie różnie. Jest czas obłąkańczego pochłaniania książek jedna za drugą, jak również i okresy posuchy, kiedy książka jest ostatnią rzeczą, jaką jestem w stanie wziąć do ręki. Teraz jestem gdzieś pośrodku, chociaż ilość rozpoczętych tytułów jest… dość znacząca. Nie uwzględniając tych, które chcę przeczytać, bo posiadanie fikuśnego gadżetu bardzo zmieniło moje czytanie. Mimo wszystkich jęków i żalów, jakie wylewałam na samym początku, ilość książek, jakie są w chwili obecnej dostępne od ręki, jest ogromna. A ja człowiek słabej woli, wodzony na pokuszenie różnego rodzaju promocjami zbieram kolejne ziarnka (w ciągu 3 miesięcy kupiłam mniej więcej tyle książek, co w zeszłym roku; a namacalne wersje również się pojawiają), i zastanawiam się, kiedy moja miarka będzie przepełniona.

A w między czasie robię listę tego, co aktualnie czytam, lub w trakcie czytania czego utknęłam. Tak by się w tym wszystkim samemu nie zgubić i spróbować jakoś opanować czytelniczy chaos.

  • W stronę Swanna, Marcel Proust. Wbrew temu co mi się wydawało kolejne czytanie wcale nie idzie szybciej niż pierwsze. Prousta nie da się czytać szybko. Proust wymaga ciszy, skupienia i czasu, tak by móc się w spokoju każdym zdaniem delektować. To idealna książka na długą zimę, a ja znowu czytam ją latem, kiedy mam na głowie tysiąc spraw na minutę, a wieczorami padam nieprzytomna na poduszkę. Ale przeczytam. I pozostałe części cyklu również.
  • Last minute. 24 h chrześcijaństwa na świecie, Szymon Hołownia. Zawsze chciałam coś z jego książek przeczytać, ale jakoś nie po drodze nam było. Ten tytuł zwinęłam z biblioteczki siostry (za zgodą i wiedzą oczywiście), ale już teraz wiem, że na kolejne zapoluję w księgarniach.
  • Mroczna noc, Gena Showalter. Zapchajdziura, dla tej części mojej osoby, która usilnie domaga się jakiegoś romansu. Szału nie ma, ale jako doraźny środek leczniczy dobre.
  • Kolor magii, Terry Pratchet. Wszystko przez Meg, która postanowiła napisać fanfik do Świata Dysku i uzupełniła go o przypisy wyjaśniające różne kwestie dla nieobeznanych z fandomem. I mnie Świat Dysku zaintrygował. Jakbym mało książek do czytania miała.
  • Trzej muszkieterowie, Alexander Dumas. Od razu w dwóch różnych wersjach, porównując tłumaczenia i zastanawiając się, który przekład podoba mi się bardziej – Joanny Guze, czy Klemensa Łukaszewicza.
  • Zbrodnia i kara, Fiodor Dostojewski. Postanowiłam przeczytać nim wersję BBC obejrzę, ale mi to czytanie jakoś strasznie powoli idzie. A tu Karamazowie czekają w kolejce, bo przecież po obłędnej japońskiej adaptacji oryginał poznać muszę.
  • My Boyfriend Merlin, Priya Ardis. Tkwię na drugim rozdziale, bo angielski, bo wersja amerykańska, bo sporo „mowy potocznej”, więc idzie wyjątkowo opornie. Ale jakoś idzie.
  • Twilight, Stephenie Meyer. Doszłam do wniosku, że w oryginale, kiedy nie będę rozumieć sporej części tego, co się dzieje, może być bardziej strawne niż w języku ojczystym, kiedy każda głupota waliła po głowie na odlew. I jestem w połowie pierwszego rozdziału i idzie mi równie dobrze jak z Merlinem. Ale jak przebrnę i nie padnę, to się może na kolejne części skuszę. Ale nie po polsku. Pierwsza mi wystarczyła.
  • Pan światła, Roger Zelazny. Czytam po raz czwarty, by w końcu móc się spokojnie na  historii skupić. Bo potrzebowałam aż trzech czytań, by odkryć wszystkie niuanse opowieści i teraz czas najwyższy złożyć je w jedną całość.
  • Atuty Zguby, Roger Zelazny. Tom szósty kronik Amberu, albo tom pierwszy historii Merlina (nie, nie TEGO Merlina). Kolejna powtórka z rozrywki, bo czytałam to już na studiach, ale pamięć z racji ograniczonej pojemności, pewne rzeczy kasuje by zrobić miejsce dla kolejnych. I w ten sposób ze skomplikowanej rodzinnej intrygi pozostały tylko wspomnienia pojedynczych scen. Przez pierwsze pięć tomów opowiadających historię jego ojca Corwina, przeleciałam niczym huragan, nie mogąc się od książek oderwać, tu chcąc uniknąć kolejnego takiego maratonu staram się czytać po woli.
  • Pielgrzymka na Ziemię, Robert Sheckley. Czasami pamięć bywa łaskawa, i w przypadku Sheckleya po dwudziestu latach od pierwszego spotkania bez problemu jestem w stanie streścić prawie każde opowiadanie znajdujące się w tym tomie. Co nie oznacza, że ponowne czytanie nie jest przyjemnością.
  • Przeklęci, Lynn Kurland. Osobie wybierającej tytuł polskiego wydania należy się nagroda Złotej Palmy (tytuł org. Stardust of yesterday). Jedyny romans wydany przez Da Capo, godzien uwagi i zapamiętania. Bez wszechobecnej erotyki, z dużą dawką humoru, oraz wciągającą historią. I nie wiem czemu utknęłam w połowie. Ale jak skończę, to się za kolejne książki autorki biorę. Koniecznie!
  • Atramentowe serce, Cornelia Funke. Chyba czytam nawet dłużej niż Prousta za pierwszym razem, bo zaczęłam w apogeum czytelniczego kryzysu i nadal jakoś tak powoli brnę przez atramentowy świat. Ale na pewno skończę, bo mimo wszystko historia ma swój urok. I kontynuację w dwóch kolejnych tomach.
  • Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, Arthur Conan Doyle. 1/3 za mną, a za resztę zabiorę się zapewne, gdy trzeci sezon wystartuje i ciekawość będzie chciała porównać wersję BBC z pierwowzorem.
  • Winnetou, Karol May. Czytam od zeszłorocznych wakacji i skończyć nie mogę, a za pierwszym razem, 18 lat temu pochłonęłam ją w tydzień. Ale kryształowych bohaterów kocham nadal, tak samo jak wówczas.
Udostępnij:

10 komentarzy:

  1. Sam muszę dokończyć "Pielgrzymkę na Ziemię" - przeczytałem tak z połowę opowiadań.
    "Trzej Muszkieterowie" - cudeńko, uwielbiam. Od dziesiątego roku życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z muszkieterami poznałam się nieco później, ale również ich uwielbiam, tak samo jak i kontynuację.

      A "Potwory" miałeś już okazję czytać? Bo to jedno z opowiadań, które w dzieciństwie zrobiło na mnie piorunujące wrażenie ("Pielgrzymkę..." czytałam jak miałam 11 - 12 lat).

      Usuń
    2. Nie, tego opowiadania jeszcze nie czytałem, ale chyba zaraz to zrobię :)

      Jeszcze co do muszkieterów to strasznie, ale to strasznie mi się podobała końcówka, jak to pan Bonacieux znalazł "wikt i opierunek" :) Dla mnie numer dwa na liście najlepszych zakończeń literackich, zaraz po przemowie Żorża Ponimirskiego (I reakcji na nią "elit") wieńczącej "Karierę Nikodema Dyzmy"

      Usuń
    3. Aż sobie zerknęłam na zakończenie i trzeba przyznać, że rzeczywiście zacne.

      Usuń
  2. Ja zdecydowanie mam fazę na czytanie ... mang. Do książki to muszę się ostatnio sznurkiem przywiązywać, żeby jakąkolwiek skończyć niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do czytania mang chętnie wrócę, jak tylko znajdę ich wersje na czytniki, bo na materialne wydania miejsca zdecydowania brak, a przed komputerem tkwić nie będę (się człowiek do luksusu przyzwyczaił XD ).

      Usuń
    2. Ja w sumie czytam na tablecie, bo wygodnie XD

      Usuń
    3. Też bym tak chciała, ino mnie chwilo na tablet nie stać, bo zdecydowanie za dużo na książki wydałam (a wszystko przez promocje)

      Usuń
  3. Dość spora lista, z wymienionych przeczytałam jedynie Zbrodnię i Karę i podobała mi się, a na swojej liście do przeczytania mam Last minute. 24 h chrześcijaństwa na świecie.
    Ja obecnie jestem w trakcie czytania "Pod kopułą Stephena Kinga, a to w sumie za sprawą tego, że ukazał się amerykański serial...Ale jakoś po obejrzeniu 2 odcinków i przeczytaniu ponad 100 stron dużego podobieństwa nie widzę.

    A z ostatnio przeczytanych spodobał mi się "Gej w wielkim mieście" (Mikołaj Milcke), a na rozluźnienie wzięłam coś młodzieżowego "Wizje w mroku" (L.J.Smith), chociaż rozluźniona przy tym nie byłam, bo skręcało mnie co się dalej stanie:)

    Poczytuję też sobie książki Simona Beckett'a. Dostałam serię 4 książek, jestem w trakcie czytania 2, ale za dużo nie mogę tego czytać, bo to trillery i sporo tam martwych ciał...

    A w najbliższych planach mam zamiar zabrać się za klasykę, Rok 1984, Orwella, bo jakoś do tej pory było mi nie po drodze...No i w planach na ten rok mam jeszcze Braci Karamazow:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze jest to, że jakiś czas temu narzekałam na brak książek do czytania, a pewnie niedługo będę narzekać na brak czasu, bo lista książek, które chciałabym przeczytać jest przynajmniej trzykrotnie dłuższa od tych czytanych.

      Z klasyki w nieco orwellowskim stylu polecam jeszcze Nowy wspaniały świat Huxleya – mimo upływu czasu wizja przedstawionego świat nadal robi wrażenie. Za to nie po drodze mi z Kingiem, chociaż ekranizacje (lub adaptacje) jego książek uwielbiam i zawsze chętnie oglądam

      Usuń