Jednym z elementów, jaki skutecznie jest w stanie zachęcić mnie do obejrzenia filmu, jest odpowiednia ilość widowiskowych bijatyk i rozwalania przynajmniej połowy miasta. Odpowiednia, czyli nie za dużo, bo nawet najwspanialsze bijatyki nie obronią filmu, jeśli nie będą dodatkiem do interesującej fabuły. I dziś będzie o takich filmach, które oprócz dobrej historii, oferują całkiem porządne mordobicia i rozwalanki.
28 grudnia 2014
24 grudnia 2014
For the love of Camelot!
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament...
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament...
I trzeba przyznać, że twórcom Merlina udało się to perfekcyjnie...
22 grudnia 2014
Blackout, czyli książki, o których nie napiszę
Blackout, to takie czytelnicze bingo zaproponowane przez autora bloga Otwierasz książkę i..., na które trafiłam przez blog Ann. Zasady są proste i mało restrykcyjne, ale z moim kryzysem w pisaniu w ostatnim czasie, szanse na realizację i tak są nikłe. Ale zawsze mogę pogdybać, jakie książki mogłabym w ramach wyzwania przeczytać i (być może) o nich napisać. Zatem gdybym brała udział, to przeczytałabym...
14 grudnia 2014
Stargate SG-1 character meme
Żeby napisać fanfika, trzeba najpierw potrenować. Zarówno warsztat pisarski, jak i wyobraźnię, aby fabuła ciekawą była i przynajmniej udawała, że jest w niej jakiś sens. Ćwiczenia z pisania praktykowane są od dawna, zatem czas przejść do ćwiczeń z wyobraźni, a nic lepiej się do tego nie nadaje, niżli meme. Zatem...
Ponieważ ostatnimi czasy świat Preity kręci się wokół dzielnych obrońców Ziemi (i co najmniej dwóch galaktyk), tak więc mieli oni (nie)szczęście zostać bohaterami niniejszego meme. Obrazek autorstwa Liz Scot. |
4 grudnia 2014
Postanowienia na nowy rok. I wszystkie kolejne.
Nie wiem czy już o tym wspominałam, ale trzymanie się dat, to nie jest moja specjalność. Zawsze zrobię coś przed czasem (bo mnie nosi i wytrzymać nie mogę), albo po czasie (bo wcześniej zapomniałam). I tak, trzymając się swojej własnej tradycji, robienia wszystkiego nie w terminie, czas podsumować zeszłoroczne postanowienia, oraz poczynić nowe.
28 listopada 2014
Lucy, I'm home!
I ja też wracam na Marsa, mimo że jakaś część mnie równie mocno jak Teal'c w zdrowie psychiczne O'Neilla, wątpi w słuszność tego postanowienia. Ale mój wewnętrzny fangirl czuje głęboką potrzebę radosnego popiszczenia na widok obiektów uwielbienia, podzielenia się swoim ujaraniem z całym światem, oraz pochwalenia się się swoja fanowską twórczością, a nie ma do tego lepszego miejsca niż Wody Marsa. Tak więc, po usunięciu dotychczasowych "problemów technicznych", misja na Marsa rusza ponownie...
12 listopada 2014
Mam dobry dzień...
A może i nie? No bo nadzieja na spełnienie jednego życiowych marzeń znowu legła w gruzach, a mojego psa potrącił samochód. Ale za miesiąc będę mieć kolejną szansę na spełnienie marzeń, psi wypadek miał miejsce na podwórku, podczas parkowania, więc samochód nie jechał zbyt szybko, dzięki czemu pies jest tylko lekko poobijany, dziś w końcu miał premierę trzeci sezon The Confessions of Dorian Gray, co oznacza, że przez najbliższy tydzień nikt inny, poza Dorianem nie będzie dla mnie istniał, no i w końcu dorwałam pierwszą książkę z cyklu Zatoka Cedrów. Zatem skoro dobrych rzeczy było dziś więcej, więc może jednak to jest mój dobry dzień. A przynajmniej chcę w to wierzyć.
13 października 2014
Sen zimowy
Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania (...)Koh 3,1-3
A dla mnie czas najwyższy spakować manatki i opuścić marsjańskie odmęty, bo emocjonalny rollercoaster jaki mi zafundował ten rok wyczerpał ostatnie rezerwy mojej energii i chęci robienia czegokolwiek. Tak więc, zapadam w sen zimowy, z nadzieją, że kiedy przyjdzie wiosna, wszystko się jakoś ułoży.
30 września 2014
Jaram się... (9)
Jesień idzie, zimno się robi, a mi umysł płonie i jaram się niczym stonka wykopkami, ponieważ:
- Czytam książki ze świata Stargate, i o ile Stargate SG-1 Ashley McConnell jest co najwyżej poprawną adaptacją odcinka Children of Goods (autorka zdecydowanie nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej historii), tak Sacrifice Moon Julie Fortune jest naprawdę fantastyczną opowieścią o przygodach Jedynki i ich wzajemnych relacjach. A co najważniejsze O'Neill jest dokładnie taki jaki powinien być.
- Ponieważ książki są długie, a czytanie idzie mi powoli zabrałam się również za fanfiki ze świata Stargate. Głównie te skupiające się na przyjaźni między Jackiem i Danielem, bo próba przeczytania slashu skończyła się... źle. I w ten sposób trafiłam na prace clair beaubien, po których mój poziom świrowania na punkcie Jacka i Daniela osiągnął stan krytyczny (czyt. Preity zawinięta w kocyk, z kubkiem gorącej herbaty śni na jawie i czyta po raz setny ulubione fragmenty). No ale po fikach takich jak Boundaries, Need, Rothman lub Safe Home naprawdę nie da się nie świrować.
- Oglądam Saving Hope - serial będący powrotem na mały ekran (w roli głównej) Michaela Shanksa. A właściwie to próbuję oglądać, bo przez nadmierne obecnie ujaranie się Danielem Jacksonem, które przekłada się również na grającego go aktora, włączył mi się system bezpieczeństwa, który skutecznie mnie od tego oglądania odwodzi. W końcu trzeba chodzić do pracy i jakoś w miarę normalnie wyglądać, a nie szczerzyć się głupio do całego świata. Ale cieszy mnie premiera trzeciego sezonu i zapowiedź DVD z drugim na brytyjskim amazonie, co oznacza, że za jakiś czas będę mogła kolejną zdobycz ustawić na półce (jak tylko znajdę jakiś kawałek wolnego miejsca).
7 września 2014
Cztery rzeczy, które przeoczyłam…
...oglądając Children of Gods po raz pierwszy. Mimo licznych powtórek na Pulsie, nigdy nie było mi dane obejrzeć tej historii w całości, bo zawsze jakoś udało mi się włączyć odcinek w połowie, albo coś mnie w trakcie od oglądania odciągało. Ale w końcu go obejrzałam, i okazało się, że kilka ciekawych rzeczy przegapiłam.
3 września 2014
Pantofelki dla Kopciuszka
I dla księcia również, ponieważ mamy XXI wiek i równouprawnienie, więc książęta również buty gubić mogą. Tylko gorzej, że książęta oprócz swoich, potrafią zgubić również buty swojej drugiej połówki. Tak jak Panu i Władcy udało się to ostatnio z naszymi butami. A było to tak...
25 sierpnia 2014
Goodbye my love
Moja cierpliwość do szalonych pomysłów scenarzystów rozmiarami przypomina Wielki Mur Chiński. Zdaje się ciągnąć bez końca i prawdopodobnie dałoby się zobaczyć ją z kosmosu. Dzięki temu, w przypadku ulubionego serialu zawsze jestem w stanie przełknąć dziury fabularne i marnowanie potencjału, za które scenarzystę (lub scenarzystów) należałoby wytarzać w smole i pierzu. Ale tak jak Wielki Mur Chiński moja cierpliwość ma swój początek i koniec. I kiedy dotrze się do jej kresu, żadna siła nie jest w stanie mnie przy serialu zatrzymać.
Nie przepadam również za zmianami. Zbyt duża rewolucja w serialu zawsze dla mnie będzie powodem do psioczenia, na czym świat stoi i ogólnego kręcenia nosem. Co prawda z oporami, ale zazwyczaj po jakimś czasie, jestem w stanie się do owych zmian przyzwyczaić, zaakceptować, a nierzadko nawet je polubić i zawiesić zrzędzenie na kołku. Chociaż czasami zdarza się, że nijak to nie wychodzi. I wtedy również jedynym wyjściem jest rozstanie się z serialem, nim zostanie przekroczona cienka linia dzieląca miłość od nienawiści.
I dlatego tym razem nie skorzystałam z zaproszenia i nie wsiadłam do niebliskiej budki podróżującej przez czas i przestrzeń.
23 sierpnia 2014
Syndrom Maggie Carpenter
Z pierwszej wersji niniejszego tekstu ostał się ino tytuł. Bo ładny. Niestety cała reszta już taka ładna nie była. Ale na szczęście, zazwyczaj nim coś "puszczę w świat" czekam przynajmniej jeden dzień (a czasami dłużej), aby nieco mi emocje związane z tekstem opadły i po owej przerwie czytam swoje wypociny ponownie i nanoszę niezbędne poprawki. Niestety, tym razem cały tekst wymagał kompletnego przeredagowania, bo pierwsza wersja była niczym kop z półobrotu zaserwowany prosto między oczy. Naprawdę już dawno nie zdarzyło mi się napisać czegoś tak patetycznego i emującego na wszelkie możliwe sposoby, że nawet ja, wielki miłośnik patosu (i umiarkowany emowania) nie byłam w stanie tego znieść. Tak więc zamiast pseudofilozoficznych rozważań i wzniosłego bełkotu krótkie ogłoszenie.
Na czas bliżej nieokreślony wynoszę się z for, na których zazwyczaj można mnie było znaleźć. I prawdopodobnie również z innych części Internetu. Nadal da się mnie złapać przez blog, email, lub twittera. Taka przerwa jest mi potrzebna, aby wrócił mi prawidłowy osąd rzeczywistości, a pewne rzeczy ponownie ułożyły się we właściwej hierarchii. Jak tylko mi się poprawi to wrócę, a na razie nie ma sensu karać całego świata swoją obecnością. Wystarczy, że Pan i Władca musi ze mną wytrzymać.
A oto Maggie Carpenter we własnej osobie (źródło). Na autora (lub autorów) najlepszej teorii czym jest syndrom Maggie Carpenter czeka stadko kolorowych kurczaków - o takich, ale zdecydowanie bardziej kolorowych. A mój problem jest tylko podobny do tego jaki miała Maggie. |
13 sierpnia 2014
Czas bohaterów
I need a hero
I'm holding out for a hero
Till the end of the night
He's gotta be strong and he's gotta be fast
And gotta be fresh on the fight
I'm holding out for a hero
Till the end of the night
He's gotta be strong and he's gotta be fast
And gotta be fresh on the fight
Na szczęście to już pieśń przeszłości, ponieważ po półtora roku szukania znalazłam swojego bohatera do kochania i uwielbiana. I to nawet nie jednego, ale całe stado bohaterów. I wyciągnęłam z tego wszystkiego bardzo ważny wniosek:
Najlepszym czasem na fandomowe fiksacje jest sezon letnio-jesienny, przy czym fiksacje z sezonu letniego działają dużo mocniej.
Trzy lata temu, jesienią wdepnęłam w whoniversum. Dwa lata temu, latem odbiło mi (łagodnie mówiąc) na punkcie Merlina, a w zeszłym roku na jesieni dałam się wciągnąć w kinowy świat Marvela. Natomiast w tym roku mózg mi się grzeje na samą myśl o świecie Gwiezdnych Wrót. Co prawda Gwiezdne Wrota oglądam już od wiosny, ale w dużej mierze to wiosenne oglądanie (połączone z nałogowym dzierganiem kurczaków) miało charakter bardzo terapeutyczny i stanowiło ostatnią deskę ratunku przed wpadnięciem w czarną rozpacz. Dopiero teraz zaczęło się oglądanie dla przyjemności i niemalże od razu moje serce zabiło szybciej. Dla niego:
Doktor Daniel Jackson spełnia wszystkie, naprawdę wszystkie wymagana jakie pojawiły się w moim pierwszym ogłoszeniu o poszukiwaniu bohatera. I na dodatek nie jest jedyny, bo świat Stargate (SG-1 i Atlantis) oferuje wiele ciekawych postaci, na punkcie których można poświrować. I ponad trzysta odcinków do obejrzenia, a to oznacza, że na najbliższe dwa lata mam spokój
Doktor Daniel Jackson spełnia wszystkie, naprawdę wszystkie wymagana jakie pojawiły się w moim pierwszym ogłoszeniu o poszukiwaniu bohatera. I na dodatek nie jest jedyny, bo świat Stargate (SG-1 i Atlantis) oferuje wiele ciekawych postaci, na punkcie których można poświrować. I ponad trzysta odcinków do obejrzenia, a to oznacza, że na najbliższe dwa lata mam spokój
5 sierpnia 2014
Jaram się... (8)
... bo się nieco ochłodziło i w końcu mogę normalnie funkcjonować. A to oznacza, że zaraz mi się mózg ugotuje z nadmiaru fandomowych dobrodziejstw, którymi dopiero teraz mogę w pełni się cieszyć.
- trzeci sezon The Confessions from Dorian Gray będzie dopiero w listopadzie, ale na początku lipca wyszło słuchowisko z serii Dark Shadows z gościnnym udziałem Doriana. I już mam je w łapkach i żem szczęśliwa z tego powodu niczym prosię w obierkach. Z powodu upałów jeszcze się z nim nie zapoznałam, ale mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. Mam tylko nadzieję, że mi nie odbije na punkcie Dark Shadows, bo to już ostatecznie będzie katastrofa.
- Król Artur wrócił! A dokładnie, to Bradley James po prawie dwuletniej przerwie ponownie pojawi się na ekranie w czwartym sezonie Homeland. I to jest bardzo ważna wiadomość, bo już prawie straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś w czymkolwiek go zobaczę. O ile pozostała cześć obsady Merlina dość szybko znalazła sobie inne zajęcia (Colin Morgan, to wręcz modelowy przykład pracoholika - jak nie serial lub film, to teatr), tak w przypadku Bradleya do tej pory o niczym serialowo-filmowo-teatralnym nie było słychać. Jak Homeland nie oglądam, tak się pewnie na ten czwarty sezon skuszę.
- Oglądam dziesiąty sezon Gwiezdnych Wrót. Miałam zakończyć oglądanie na ósmym, ponieważ w dwóch ostatnich sezonach nie O'Neilla, ale w tytułach (i opisach) odcinków pojawiały się takie słowa jak Artur, Kamelot i Merlin, a jak wiadomo dla mnie to wystarczający powód aby się daną produkcją zainteresować. I okazuje się, że wbrew moim obawom bez Jacka SG-1 też da się oglądać.
- Dopiero teraz doznałam objawienia skąd się wzięła nazwa serwisu hatak.pl (i w końcu zauważyłam jaki Daniel Jakcson jest przystojny ) . I na to jest tylko jedno wytłumaczenie: Jack O'Neill potrafił skutecznie wyłączyć wszystkie ośrodki w moim mózgu odpowiedzialne za myślenie i kojarzenie faktów i dopiero jego zniknięcie z ekranu spowodowało powrót do w miarę normalnego stanu.
- Jak podaje Hatak, Warner Bros. planuje ekranizację cyklu Anne McCaffrey Jeźdźcy smoków z Pern. Jeśli te plany dojdą do skutku, to będę mieć się czym jarać przez najbliższe kilka lat. Bo trzeba wiedzieć, że Jeźdźcy smoków z Pern, są wśród książek tym samym, czym jest Archiwum X wśród seriali. A może nawet więcej, bo na Pern wyprowadziłam się dużo wcześniej, niż zawitałam do piwnicy w której siedział Mulder.
A nim skończyłam pisać powyższe zestawienie, to znowu zrobiło się niemożliwie gorąco, a mój przegrzany umysł zaczął się zastanawiać co by było gdyby SG-1 trafiło na Pern. Na dodatek gdzieś po drodze przypałętało się jeszcze Śródziemie. I w ten sposób narodziła się koncepcja szalonej historii z doktorem Danielem Jacksonem, który jak zwykle pakuje się w ciężkie tarapaty, a z misją ratunkową przychodzą mu perneńskie smoki z elfim wsparciem. I teraz czekam, jak się znowu ochłodzi, żeby sobie tą koncepcję z głowy wybić.
24 lipca 2014
Misja na Marsa: Rok drugi
Ponieważ pierwsze podsumowanie było dużo przed terminem urodzin bloga, to drugie będzie po terminie. Tak dla równowagi. Ale zachowując tradycję będzie z piosenką i w terminie w pewien sposób dla mnie ważnym, więc...
20 czerwca 2014
Będzie! Będzie zabawa!
Będzie się działo! I znowu nocy będzie mało, bo w listopadzie wyjdzie trzecia seria The Confessions from Dorian Gray. I tym razem będzie aż osiem odcinków. I od razu będą wydane na CD. I bardzo prawdopodobne, że w najbliższym czasie, nic poza twórczością Oscara Wilde nie będzie dla mnie istniało. Bo "The Confessions..." Big Finish jest równie zajebistym (jeśli nie lepszym) serialem, co Sherlock BBC.
Obrazkowe potwierdzenie, że trzecia seria powstanie (źródło). |
30 maja 2014
Ona i ja
Moje dzieło literackie numer dwa (numer jeden jest tu), które tak jak poprzednik, swoją premierę miało na forum Polskiej Bazy Fanfiction. A ponieważ od owej premiery minął (prawie) rok, więc czas najwyższy aby i na blogu zagościło.
Ona i ja
Jesteśmy od siebie różne, niczym dwa przeciwstawne żywioły, ale jednocześnie uzupełniamy się nawzajem, niczym dwie strony tej samej monety. Jesteśmy jak awers i rewers...20 maja 2014
Jaram się... (7)
...i jednocześnie wściekam się, i opłakuję, i robię Bardzo Ważne Postanowienia, czyli wbrew temu co by się mogło wydawać, jednak żyję i miewam się całkiem dobrze. A zatem...
Jaram się...
Jaram się...
- Moim nowym komputerem, bo to oznacza, koniec wojen z Panem i Władcą o dostęp do klawiatury (i całej reszty komputera również). Teraz każde z nas dysponuje swoim własnym "pożeraczem czasu" i wszyscy są szczęśliwi.
- "Krzyżakami" Henryka Sienkiewicza i jest to taki sam poziom ujarania, jak przy pierwszym czytaniu ponad dwadzieścia lat temu (czyli znowu mamy fioła na punkcie Zbyszka z Bogdańca i dostajemy ślinotoku na widok fotosów z filmu, w jakie jest zaopatrzone papierowe wydanie będące w naszym posiadaniu). Jak widać stara miłość nie rdzewieje.
- Stworzeniem zabójczego bloga (przynajmniej dla ocenialni). Pod koniec zeszłego miesiąca Wszechstronni oficjalnie zawiesili swoją działalność, a jest to trzecia ocenialnia w której mój blog oczekiwał na wyrok i która zakończyła, bądź na czas nieokreślony zawiesiła działalność (poprzednie dwie, to Szczypta Krytyki, która próbuje powstać z martwych i nieistniejące już Oceny z Piekieł).
- Fanfikami do Gwiezdnych Wrót, bo udało mi się znaleźć romans historyczny (akcja dzieje się na przełomie XVII i XVIII wieku) z bohaterami serialu. I to jest naprawdę zacny romans spełniający większość kryteriów dobrego harlequina, co w połączeniu z SG-1 (próba wyobrażenia sobie pułkownika O'Neilla w stroju z epoki, spowodowała długotrwałe zawieszenie się systemu operacyjnego zawiadującego moim mózgiem) jest dla mnie wystarczającym powodem, by rzeczoną historię wielbić i nie zauważać potknięć i niezgodności z kanonem.
- FanFiction.Net i ich głupie ograniczenie na kopiowanie tekstów. Nie wiem po co jest, bo jak ktoś chce, to się i tak do danego tekstu dobierze, a w dobie czytników zmuszanie ludzi do czytania na komputerze jest idiotyczne. O tym chyba doskonale wiedzą twórcy Archive of Our Own, gdzie każdy fanfik można ściągnąć w formatach czytnikowych (i nie tylko).
- Zestaw szkoleń jakie zafundowano nam w pracy, bo nie dość, że po dziewięciu latach nadal nie rozumiem tego napuszonego bełkotu, to po każdym takim szkoleniu moja niechęć do szkolnej biurokracji rośnie wykładniczo. Trzeba było zostać na zwolnieniu, to by człowiek sobie nerwów nie psuł.
- Śmierć jednego z drugoplanowych bohaterów w Gwiezdnych Wrotach. Co prawda tam ciągle ktoś ginie, ale akurat do tej postaci łatwo się przywiązać i na odcinku w którym zginęła się popłakałam. A swoją drogą, to był mistrzowski odcinek, bo przez długi czas nie było wiadomo kto zginął, a to co sugerowały wydarzenia, mogło przyprawić o zawał serca.
- Skończyć z czytaniem dyskusji o tym jak pisać należy, a jak się nie powinno, ponieważ nadmiar tego typu informacji zabija we mnie całą radość z czytania. Bo trzeba wiedzieć, że w literaturze, to ja praktycznie wszystkożerna jestem i na równi z twórczością Prousta uwielbieniem darzę głupawe romanse bazujące na najbardziej oklepanych schematach. A jak się wewnętrzny literacki pseudoktytyk w lekturę zaczyna wtrącać, to się czytać odechciewa, i co najgorsze, to nie tylko głupiutkich romansideł.
14 kwietnia 2014
Dziergać, czy nie dziergać?
Oto jest pytanie!
A odpowiedź tylko jedna, bo potrzeba dłubania na szydełku jest zakorzeniona we mnie równie mocno, co potrzeba bycia fanem. Więc złamałam swój zakaz kupowania nowych nici, i poluję w sieci na nowe wzory i wyzwania. Bo czas serwetek już minął, teraz pora na ozdoby i zabawki.
Zaczęło się od kur... |
...a skończyło na zdziwionym, zielonym kosmicie. Przynajmniej na razie, ale to dopiero początek. |
31 marca 2014
Trzy noce z Chappa'ai
– Więc twierdzisz, że zamienił się w małpę? – osłupienie i niedowierzanie malujące się na twarzy pułkownika Jacka O’Neilla było aż nadto widoczne.
– Nie zamienił się, tylko rozpadł się na dwa małpo podobne stwory – cierpliwie powtórzyłam. Jak widać pułkownik był odporny nie tylko na wiedzę związaną z fizyką. Próby dalszych wyjaśnień przerwał Teal’c, który wygodnie rozparty w fotelu, z filiżanką herbaty w dłoni wyglądał niczym angielski gentleman.
– Jak widać O’Neill moje przeżycia są bardziej inspirujące niż twoje.
– Jasssne – cierpko stwierdził Jack, wzrokiem szukając wsparcia w pozostałej części SG-1, to jest u kapitan Samanthy Carter i doktora Daniela Jacksona. Niestety oboje dyplomatycznie, (chociaż z pewnym trudem) zachowali milczenie, z zapałem oddając się studiom nad wzorem zdobiącym filiżanki.
– To może ja wyjaśnię wszystko jeszcze raz, od samego początku. A więc…
25 marca 2014
Logout
– Twoje podziękowanie przerasta moją hojność – zaklinał się mnich.
– Nie mów tak. Jeszcze los usłyszy i dostaniesz mniej następnym razem.
Alchemik, Paulo Coelho
Z życzeniami trzeba uważać, bo czasami mogą się spełnić w sposób jakiego nie do końca oczekiwaliśmy. Tak jak moje, by na chwilę odciąć się od komputera i wyłączyć telewizor. Zanim zdążyłam się zastanowić jak to zrobić, los zadecydował za mnie i na cztery dni wylogował mnie nie tylko z internetu, ale właściwie z życia. I przy okazji wywrócił mi je do góry nogami, stawiając mnie na krawędzi czarnej dziury rozpaczy. Więc przez jakiś czas będę jeszcze offline, bo muszę od nowa ułożyć plan na życie, ale wrócę, bo przecież na drugie mam Terminator, a on zawsze wraca...
Zestaw antydepresyjny i na dodatek wyjątkowo skuteczny, bo dzięki Hiobowi, i szydełkowym kurczakom nie wylądowałam na dnie czarnej dziury. |
17 marca 2014
Rzeczy, których nie napiszę
Z pisaniem bywa różnie. Czasami idzie łatwiej, a czasami jak po grudzie, więc są na tym blogu (i pozostałych) takie posty, które powstały w ciągu jednego wieczora, lub popołudnia, są również takie, których pisanie zajęło mi kilka dni. Ale są również takie, których prawdopodobnie nie napiszę nigdy. Z bardzo różnych przyczyn. Bo brak mi czasu na przekopanie źródeł, pomysłu na to, co ma być dalej, albo odwagi, by to w końcu napisać. I tkwią sobie w stanie zawieszenia, w postaci notatek, list z wypunktowanymi najważniejszymi informacjami, albo gotowych już fragmentów. I czekają na cud, który sprawi, że pewnego dnia być może zostaną dokończone.
15 marca 2014
W świecie seriali
Ponieważ czytanie książek nieco mi się znudziło[1], a żadna kinematografia nie wciągnęła mnie na tyle, by urządzić jakiś szalony maraton, więc zajęłam się serialami. Co prawda żaden nie zrobił mi wody z mózgu, jak swego czasu Merlin, ale przynajmniej jeden tytuł jest na dobrej drodze. Więc co oglądam na bieżąco, lub zerkam sporadycznie? Kolejność nie jest przypadkowa.
7 marca 2014
I need a hero! Once again!
Wiosna przyszła, to i tradycyjne wiosenne problemy wróciły. A raczej jeden podstawowy, z którym borykam się od zeszłej wiosny, bo nadal brak mi obiektu uwielbienia na miarę Merlina, agenta Muldera, lub kosmitów z Roswell[1]. Niestety, ale człowiek z żelaza[2] i czarujący oszust[3], równie szybko jak się pojawili, raczyli nawiać gdzie pieprz rośnie, a ja znowu zostałam sama i to w czasie kiedy znowu załączył mi się emocjonalny rollercoaster. Chociaż to akurat mam na własne życzenie. Cholernie wielkie życzenie, więc nie marudzę, tak samo jak Pan i Władca, który pomimo mojego nieznośnego obecnie charakteru, wydaje się być najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Ale wszystko ma swoje granice, a ja wolę nie sprawdzać na ile Panu i Władcy starczy cierpliwości do moich humorów[4] (i prób upodobnienia go do Tony'ego Starka, ale to już inna bajka), więc znowu szukam sobie obiektu uwielbienia, na którym przynajmniej częściowo będę mogła wyładować moje emocjonalne huśtawki. Tym razem bez żadnych konkretnych wymagań, bo sama nie wiem czego chcę, ale tak jak kiedyś bohater do kochania potrzebny od zaraz.
1. Czytaj: skończyły mi się pomysł na durne przygody w jakie można tych bohaterów wpakować.
2. Jak ktoś się jeszcze nie domyślił, to chodzi mi o Iron Mana, dzięki któremu wpadłam w filmowe uniwersum Marvela (komiksów nadal unikam), oraz ponownie uaktywniło mi się uwielbienie dla Roberta Downeya Jr.
3. To nikt inny, tylko Loki we własnej osobie, z zastrzeżeniem, że koniecznie musi wyglądać jak niejaki Tom H. Inna wersja nie wchodzi w grę.
4.To nie oznacza, że jestem tylko i wyłącznie marudna i upierdliwa. Czasami jest zupełnie odwrotnie, ale to również może być szkodliwe.
3. To nikt inny, tylko Loki we własnej osobie, z zastrzeżeniem, że koniecznie musi wyglądać jak niejaki Tom H. Inna wersja nie wchodzi w grę.
4.To nie oznacza, że jestem tylko i wyłącznie marudna i upierdliwa. Czasami jest zupełnie odwrotnie, ale to również może być szkodliwe.
4 marca 2014
O wyższości książki nad ebookiem i vice versa…
Kocham czytać i kocham książki, mimo że na początku mojej szkolnej kariery nic nie zapowiadało tego stanu. Rodzina do tej pory się ze mnie śmieje wspominając moje problemy z czytaniem w pierwszej klasie, bo szło mi zdecydowanie gorzej niż młodszej o trzy lata Blondynce, która czytać nauczyła się zanim poszła do zerówki. Ale jak wiadomo początki zawsze bywają trudne, a koniec wieńczy dzieło, więc ja w końcowym efekcie starań rodziców z dziecka mającego problemy z czytaniem[1] zamieniłam się w totalnego książkoholika, który każdą wolną chwilę spędzał w bibliotece i nigdy nie wychodził z niej bez łupów.
3 marca 2014
Obcy / The Oudsider, Melinda Metz
Tytuł polski: Obcy
Tytuł oryginalny: The Oudsider
Seria: Roswell: W kręgu tajemnic / Roswell High
Autor: Melinda Metz
Wydawnictwo: DaCapo (Polska) / Pocket Books (USA)
Rok wydania: 2001 (Polska) / 1998 (USA)
Ilość stron: 158
Tytuł oryginalny: The Oudsider
Seria: Roswell: W kręgu tajemnic / Roswell High
Autor: Melinda Metz
Wydawnictwo: DaCapo (Polska) / Pocket Books (USA)
Rok wydania: 2001 (Polska) / 1998 (USA)
Ilość stron: 158
Spokojne i uporządkowane życie Liz przestaje istnieć w dniu, w którym ginie w trakcie strzelaniny, jaka wywiązała się w kafeterii jej ojca. Właściwie to prawie gnie, ponieważ od śmierci ratuje ją Max Evans, z pozoru zwyczajny i niczym nie wyróżniający się chłopak. Zwyczajny, poza jednym drobnym szczegółem: potrafi leczyć dotykiem i świetnie sobie radzi nawet z tak beznadziejnymi przypadkami, jak śmiertelna rana postrzałowa. Jak to robi? Po prostu to potrafi, bo dla jego gatunku umiejętność leczenia jest czymś normalnym. Tak samo jak kilka innych, niezwykłych z punktu widzenia człowieka zdolności. Bo mimo wyglądania jak najzwyklejszy pod słońcem człowiek Max Evans nim nie jest. Tak samo jak jego siostra Isabel i najlepszy przyjaciel Michael.
28 lutego 2014
Czas wstawać, wiosna idzie…
Zapadając w „sen zimowy” planowałam, dłuuugą przerwę od pisania, bo powtarzanie wciąż tych samych historii, tylko w nieco innym opakowaniu staje się nudne, nawet dla samego piszącego. Chciałam odpocząć, zebrać siły i poszukać nowych wyzwań i obsesji, o których mogłabym pisać. Ale zanim zdążyłam uczynić jakikolwiek krok w tym kierunku okazało się, że wyzwania znalazły mnie same. I to nie byle jakie wyzwania, ale takie, które wywracają świat do góry nogami i każą zrewidować wszystkie dotychczasowe plany, i przy których zaczyna się panikować. Więc panikuję i zastanawiam się, co robić dalej, a mój Przyjaciel i Pomocnik w Rozwiązywaniu Spraw Trudnych i Niemożliwych stoi z boku i patrzy na to moje miotanie się z pobłażliwym uśmiechem, czekając cierpliwie jak przypomnę sobie o jego obecności. I o tym, że z Nim nie ma problemów, których nie dałoby się pokonać.
Ale niezależnie od tego, co się dalej będzie działo, czas na sen się skończył. Tym razem wiosna przyszła wcześniej, niż ktokolwiek jej się spodziewał...
30 stycznia 2014
Dobranoc
Za oknem hula wiatr, sprawiając, że chwilę po wyjściu z domu człowiek ma wrażenie, że trafił na Syberię. Więc nie wychodzę, tylko siedzę w moim pokoju, w towarzystwie kubka gorącej herbaty z cytryną i przeglądam swoje stare pamiętniki. I liczę dni poświęcone na pisanie.
Bo to moje pisanie jest bardzo okresowe. Jest czas kiedy mnie nosi, kiedy emocje buzują do tego stopnia, że muszę się gdzieś wyżyć, bo inaczej zwariuję. I wtedy piszę. Na blogu, w zeszycie, który od lat służy mi za pamiętnik, w kalendarzu, który jest miejscem na moje bieżące notatki. A kiedy wszystko zostanie opisane i ostatnia emocjonalna burza ucichnie przychodzi czas odpoczynku. Bo tak jak po dniu pełnym wrażeń sen jest niezbędny, by mieć siły do mierzenia się z wyzwaniami kolejnego ranka, tak i od pisania czasami trzeba odpocząć, by nadal sprawiało radość.
Półtora roku to długo jak na moje pisanie. Przynajmniej w ostatnich latach, dlatego też dziś mówię wszystkim dobranoc i udaję się na zasłużony odpoczynek ale...
I'll be back.
22 stycznia 2014
A côté de chez Swann / W stronę Swanna, Marcel Proust
Tytuł polski: W stronę Swanna
Tytuł oryginalny: A côté de chez Swann
Autor: Marcel Proust
Cykl: W poszukiwaniu straconego czasu
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1999
Ilość stron: 416
Po książki sięgam z bardzo różnych powodów: bo polecili mi ją znajomi, bo w oko wpadła mi okładka, lub dlatego, że jest to „gorący” tytuł o którym wszyscy mówią. A czasami zdarza się, że inspiracją są bohaterowie innych książek. I w ten właśnie sposób dzięki Aurorze Greenway, bohaterce „Gwiazdy wieczornej” Larry’ego McMurtry’ego trafiłam na Marcela Prousta i jego monumentalne dzieło, jakim jest cykl „W poszukiwaniu straconego czasu”. A ponieważ ciekawość to moje drugie imię, więc postanowiłam sprawdzić, czy twórczość Prousta jest rzeczywiście tak męcząca i trudna w odbiorze, że tak jak Aurora będę zasypiać po dziesięciu stronach.
12 stycznia 2014
Jaram się... (6)
...i po ścianach z wrażenia chodzę i palce niemal do łokci z niecierpliwości obgryzam, ponieważ:
- Kompletne wydanie The Confessions of Dorian Gray na CD w końcu ujrzało światło dzienne i pierwsi szczęśliwcy już je w rękach mają (dowody tu i tu), a to oznacza, że niedługo trafi również do mnie. A to oznacza, że prawdopodobnie mi z nadmiaru szczęścia odbije.
- Sherlock wrócił, co oznacza, że płyta z finałowym odcinkiem drugiego sezonu w końcu została odkopana i obejrzana. Tak samo jak pierwszy odcinek sezonu trzeciego, po czym na wieść o łamiącym serce finale, oglądanie kolejnych zostało odłożone na czas bliżej nieokreślony, ale wybitnie zależny od tego co się w finałowym odcinku wydarzy. Jeśli plotki się potwierdzą, to dokończę ten sezon dopiero po premierze czwartego.
- Muszkieterzy nadchodzą, a Preity muszkieterów kocha od zawsze i na zawsze, dlatego też (prawie) każdą wersję musi naocznie sama ocenić. Tą już lubi z dwóch powodów o których pisała kiedyś. Pierwszy nazywa się Santiago Cabrera, a drugi Peter Capaldi, a jeśli BBC stanie na wyskości zadania to będzie ją lubić jeszcze bardziej.
- Prousta znowu czytam. Z małą przerwą na wakacje (za gorąco by czytać tego typu literaturę) i sezon jesienny (powrót do szkoły angażuje zbyt duże nakłady sił, by starczyło ich jeszcze na czytanie takiej książki) od maja ubiegłego roku brnę przez tom pierwszy. Chociaż nie, teraz już nie brnę (z mozołem, jak to miało miejsce wcześniej), ale z obłędem w oku pochłaniam kolejne strony i warczę na każdego kto śmie mi przeszkadzać. I niedługo biorę się za tom drugi.
11 stycznia 2014
Co mi w duszy gra... (2013)
Mi zawsze coś gra. Kiedy czytam, sprzątam, pracuję lub po prostu oddaję się błogiemu lenistwu zawsze gdzieś w tle towarzyszy mi muzyka. Najczęściej są to utwory instrumentalne (czyt. wszelkiego rodzaju ścieżki dźwiękowe z anime, seriali i filmów), ale czasami w ucho wpadnie mi jakaś piosenka, na której się zapętlam i słucham tak długo, że aż wszyscy mają jej dość. A ponieważ last.fm bardzo ładnie to wszystko zapisuje i analizuje, więc wiem, że w zeszłym roku najczęściej słuchałam...
9 stycznia 2014
Na początku była książka, czyli ukochanych filmów część I
Ponieważ od kilku miesięcy mój świat kręci się głównie wokół książek, sporadycznie zbaczając w inne rejony, więc pisanie o swoich stu ukochanych filmach zacznę od tych, które mają powiązania z książkami. Na liście znalazły się ekranizacje, adaptacje i tytuły, które z literackim pierwowzorem łączą tylko bohaterowie lub szczątki fabuły. W miarę możliwości ułożone chronologicznie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)